Rozwój historyczny społeczeństwa zależy od myślenia jego przywódców. Jeśli to myślenie jest zgodne z realnym rozpoznaniem sytuacji politycznej, to wtedy mamy rozwój i wzrost społeczny, ale jeśli to myślenie kieruje się dowolnymi pomysłami, to wtedy prowadzi to do różnych konfliktów wewnętrznych i zewnętrznych (do kryzysu albo też wojny). Niestety, dzisiaj w EU panuje zupełnie dowolne myślenie, co wróży nam jak najgorzej (w całej EU).
26 listopada 2023
Polityczne myślenie /2
Pan Bartosiak stwierdził jasno, że geopolityka przeciwstawia się polityce wartości. Polityka wartości jest oparta na naszym myśleniu, ponieważ wartościowanie jest cechą myślenia (a nie samego poznania). To człowiek z racji myślenia stawia sobie różne wartości. Jednak trzeba sobie zdawać sprawę, że myślenie jest w stanie przyjąć jako coś wartościowego dowolną rzecz lub działanie. Dzieje się tak dlatego, że to myślenie zestawia i porównuje różne rzeczy i sprawy. Ale myślenie nie jest poznaniem, gdyż poznanie dotyczy rzeczy realnych i prowadzi nas do rozumienia tego, co realne (i dalej do nazywania tego). Skoro więc prowadzimy politykę tylko na podstawie myślenia, to zawsze skłaniamy się do przyjmowania dowolnych wartości. A to powoduje, że oddalamy się do realnej wizji i oceny sytuacji politycznej.
Geopolityka ma natomiast pokazać, co się dzieje w geoprzestrzeni i dlaczego tak się dzieje. Ma pokazywać wszelkie ruchy i działania, czyli przepływy gospodarcze, finansowe, turystyczne, militarne itp. W tej perspektywie geopolityka odwołuje się do interesów, jakie realizują poszczególne państwa lub związki państw. Jednak musimy pamiętać, że nawet te gospodarcze lub polityczne interesy są określane przez myślenie przywódców. Albo zatem rozpoznają oni realną sytuację międzynarodową, albo kierują się jedynie własnymi pomysłami (czyli myśleniem wartościującym). To dlatego zdarzają się różne błędy i pomyłki w polityce państwowej. Im więcej mamy różnych elementów i zależności między nimi, tym trudniej jest rozeznać i ocenić daną sytuację. Najlepiej byłoby poznać myślenie przywódców, lecz jak często słyszymy, komentatorzy mówią wprost, że nie siedzą w głowie tego czy innego przywódcy. A więc geopolityka również nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego.
22 listopada 2023
O cechach kultury polskiej /1
Kultura polska powstała jako kultura
szlachecka. Stąd kulturę polską cechuje szlachetność. Ta szlachetność wyraża
się w poszanowaniu drugiego człowieka. Ta szlachetność była oczywiście poparta
katolicyzmem. Z wrogami zawsze walczyliśmy szlachetnie a nie podstępem.
Wierzyliśmy i wierzymy w szlachetne ideały. Nasza dewiza: Bóg – Honor –
Ojczyzna przeciwstawia się rewolucyjnemu hasłu: wolność – równość – braterstwo.
Otóż Polacy nigdy nie obalili kultury
szlacheckiej przez rewolucję czy inne walki społeczne. Dlatego u nas do tej
pory dominuje w kulturze szlachetność. Francuzi, Rosjanie, czy nawet Niemcy
(już w Reformacji) odrzucili swoją tradycję szlachecką. Stąd u nich pojawiły
się zupełnie nowe pomysły. U nas wolność była związana z działaniem, a u nich
mamy do czynienia z wolnością negacji (negowania porządku społecznego). Dlatego
u nas kiedyś i teraz wolność negowania była kierowana i opłacana z zewnątrz.
Negowanie porządku zawsze prowadzi do upadku.
W naszej polityce panowała raczej
szlachetność niż pragmatyzm. Okazuje się, że do dzisiaj szukamy raczej
szlachetności niż pożytku czy interesu własnego. Brakuje nam pragmatyzmu.
Przeciwko takiemu pragmatyzmowi w naszej polityce zadziałał romantyzm. To romantyczni
poeci utwierdzili naszą duchową ekspresję (naszą uczuciowość). U nas w
pogardzie było handlowanie i dorabianie się. Stąd nie było burżuazji w
zachodnim wydaniu. Powstała za to warstwa inteligencji, ale to prowadziło do
niekończących się dyskusji a nie do działania (praca u podstaw niewiele co
zmieniła).
Zastanawiające jest jedno, że gdy w 1918
roku otworzyła się szansa niepodległości, wszyscy zabrali się do działania i
Państwo Polskie ruszyło z kopyta. Czyli przetrwała wolność działania.
O cechach kultury polskiej /2
Nasza
kultura narodowa oparta jest na poczuciu szlachetności. W Polsce dominującą
rolę mieli ludzie szlachetni, dlatego wyodrębniła się cała warstwa szlachty. To
byli ludzie, którzy bronili Ojczyzny i zasłużyli się na tym polu. Dlatego w
naszej kulturze utrwaliło się znaczenie szlachetnego postępowania.
Otóż
szlachetność skłania człowieka do postępowania bezinteresownego, czyli
działania osobowego. To powodowało, że Polacy niezbyt mocno zabiegali o rozwój
dbałości o interes wewnętrzny swojego państwa, co się oczywiście źle skończyło.
Ale w swoich odniesieniach sąsiedzkich zawsze sobie pomagali. Ta szlachetność w
działaniu prowadzi nas łatwo do podejmowania działań bezinteresownych.
Doskonałym przykładem może być tu zachowanie społeczeństwa polskiego wobec
uchodźców z Ukrainy.
Jednak
z drugiej strony ta szlachetność powoduje także nierealną ocenę innych ludzi.
Nam się wydaje, że wszyscy są skłonni działać równie szlachetnie, czyli
bezinteresownie. Ale w stosunkach międzynarodowych to się nie sprawdza. Na
Zachodzie działaniami władz państwowych rządzą silne interesy polityczne i
gospodarcze. To sprawia, że najczęściej czujemy się oszukani w takich relacjach
między państwowych. Trzeba więc umieć rozgraniczyć działania i relacje
międzyludzkie od działań politycznych albo instytucjonalnych, gdzie rządzi
interes własny.
17 listopada 2023
Problem podejmowania decyzji /1
Realność
jest powołana do działania. Dlatego człowiek w swojej realności jest również
powołany do działania. Ale trzeba pamiętać, że człowiek dzieła samodzielnie i
niezależnie od warunków zewnętrznych, a to oznacza, że sam podejmuje decyzję o
działaniu. Co jest potrzebne człowiekowi do podjęcia takiej decyzji? Potrzebne
jest poznanie, czy szerzej odpowiednia wiedza dotycząca tego działania.
Konieczna jest również chęć działania, czyli odpowiednia moc sprawcza, która
napędzałaby to działanie.
Wiemy
jednak doskonale, że większość naszych
działań polega na współpracy z innymi ludźmi. To dotyczy przede wszystkim spraw
społecznych (kulturalnych i gospodarczych/ekonomicznych). Co jest niezbędne dla
powodzenia takiej współpracy? Konieczne jest dogadanie się i ustalenie celu i
zakresu (potrzebnych środków) działania. Konieczna jest również szersza decyzja
o działaniu (polecenie lub rozkaz), kiedy działanie ma być rozpoczęte i jaka
będzie rola uczestników działania.
Przy
podejmowaniu współpracy tego typu wymagania muszą zostać sformalizowane, czyli
powinny przybrać postać instytucjonalną. To dotyczy tak samo działalności
przemysłowej lub handlowej, jak też działań społecznych czy politycznych.
Jedynie wąska grupa przyjaciół, jeśli dobrze się rozumieją, może współdziałać w
drobnych sprawach w sposób niesformalizowany, czyli bez tworzenia struktury
zarządzającej. Wszelka inna działalność jest regulowana przepisami
prawno-formalnymi, gdyż to właśnie prawo określa zasady działania różnych instytucji
(w formie statutu lub kodeksu).
Działalność
instytucjonalna zasadniczo ułatwia realizację szerokich działań w formie
współpracy. Ale wymogi współpracy instytucjonalnej nakładają na ludzi liczne
obowiązki i ograniczenia. Co gorsze, w dzisiejszych systemach zarządzania
główną rolę pełnią określone procedury. Pracownik ma się trzymać kurczowo
procedury. Przecież wiadomo, że nie da się wyznaczyć i opisać wszystkich
możliwych przypadków działania. Jak więc należałoby rozwiązać sprawę
współdziałania instytucjonalnego?
W
małych firmach zarządzanie przebiega na ogół jednoosobowo, ale w dużych firmach
(korporacyjnych) zarządzanie jest procedowane na zasadzie wieloosobowego
zarządu, gdzie poprzez prezentowanie i wybieranie (dyskusję) celów i zakresu
działania podejmuje się strategiczne decyzje o działaniu. Te ustalenia są dalej
przekazywane do realizacji pracownikom różnych szczebli, którzy muszą wiedzieć,
co mają robić. Niestety wszelka działalność instytucjonalna popada w tzw.
rutynę, czyli działania są często powtarzane bez zastanowienia czy
merytorycznej oceny. To jest poważne zagrożenie i dlatego wprowadza się w tym
zakresie okresowe kontrole.
Demokratyczne zarządzanie działaniami ludzi postuluje w tym wypadku zmianę kierownictwa co jakiś czas (kadencyjność), czyli wybory nowego kierownictwa. Tak działo się już w starożytnej Grecji (w Atenach), gdzie cyklicznie wybierano sędziów lub innych urzędników. Można tu zrobić uwagę, że to sprawdzało się w tamtych czasach, gdy różne sprawy publiczne były mniej skomplikowane. Ale jak zarządzać dużym organizmem państwowym w dzisiejszych czasach? W historii innym rozwiązaniem było panowanie króla (jedynowładztwo), który otaczał się wieloosobową Radą Królewską, czyli grupą doradców. W tej Radzie uczestniczyli najważniejsi urzędnicy Królestwa. Dziś mamy wybór Prezydenta, który w różnych państwach sprawuje najwyższą władzę lub nie sprawuje pełni władzy, czyli jedynie współdecyduje o ustaleniach prawnych (ogólno-państwowych). We wszystkich tych układach rządowych zasadniczą kwestią pozostaje przygotowanie merytoryczne ludzi sprawujących władzę i podejmujących decyzje. Chodzi więc o odpowiednią wiedzę, umiejętności i zdolności osobiste oraz niezbędną praktykę w rządzeniu.
Problem podejmowania decyzji /2
Jak
zdobyć właściwe przygotowanie merytoryczne, czyli wiedzę i umiejętności
potrzebne do działania? Pomysłem stało się tutaj wprowadzenie powszechnej
edukacji, czyli rozwijanie kolejnych stopni szkolnictwa (szkoła podstawowa,
szkoły średnie, studia i dalsze stopnie naukowe). Ci najlepsi w zdobywaniu
wiedzy mieli piąć się coraz wyżej w tej edukacyjnej piramidzie. W Europie
kształcenie edukacyjne miało bardzo długą tradycję. To zapewniało stały rozwój
wiedzy naukowej (wiedzy teoretycznej). Jednak taki silny system edukacyjny
powodował pewien rozdźwięk między teorią a praktyką. Teoretycy nie zawsze
doceniali praktykę życiową, zaś praktycy nie potrzebowali do działania wiedzy
teoretycznej.
Niestety
w życiu społecznym obie te zdolności są koniecznie potrzebne, ponieważ tutaj
najważniejsze jest realne współdziałanie teorii z praktyką. Inaczej działa się
zawodowo, a zupełnie inaczej działa się razem z sąsiadami. W relacjach
społecznych konieczne jest wzajemne uznanie i poszanowanie. Gdy spotykamy
sąsiada zwracamy się do niego jak do człowieka. Uznajemy jego realność i
odnosimy się do niego z szacunkiem. Jeśli chcemy, żeby nas szanowano, musimy
szanować innych. Taki szacunek nie wynika z czyichś zdolności czy umiejętności,
lecz z jego osobowego człowieczeństwa. Wiemy przecież, że mamy do czynienia z
człowiekiem, a nie z wymyśloną postacią. W relacjach społecznych ten osobisty
kontakt ma ogromne znaczenie.
Niestety,
w tworzonych instytucjach rzecz wygląda zupełnie inaczej. Tam mamy relacje
przełożony – podwładny, a taka relacja od razu traci charakter osobowy. Można
lubić szefa lub nie lubić, ale to zawsze jest szef, którego musimy słuchać. Dlatego
działalność instytucji nie rozwija relacji społecznych (osobistych relacji
wspólnotowych). Działanie instytucji służy raczej sprawnemu działaniu całego
państwa, a jedynie pośrednio służy
obywatelom tego państwa.
Nad
edukacją społeczną człowieka od początku pracowali filozofowie. Już w
starożytnej Grecji tacy filozofowie jak Sokrates, Platon czy Arystoteles
stworzyli przejrzysty system wiedzy przedstawiający realne wyposażenie ludzkiego bytu i dalej wynikające stąd cele i
zadania społeczne. Powstała w ten sposób znakomita teoria etyczna (etyka), która miała pokazywać ludziom
i przekonywać ich do słusznego i właściwego działania społecznego (nazywanego
wówczas politycznym). W dalszej historii te zręby wiedzy etycznej zostały
uzupełnione przez prawo cywilne rozwijane w Rzymie, które to prawo już
bezpośrednio określało funkcjonowanie obywateli w państwie. Otóż realną zasadą,
która łączyła oba te zakresy wiedzy, była sprawiedliwość. Zarówno ludzkie
działanie społeczne, jak i regulujące je prawo zostały oparte na
sprawiedliwości. A więc to sprawiedliwość miała rządzić i kierować
społeczeństwem ujętym w instytucjonalne ramy państwa. Niestety, dzisiaj te
fundamentalne ustalenia już się rozpływają. Filozofia poddała się
ideologicznemu myśleniu, a prawo zaczęło słuchać politycznej lub kulturowej
poprawności. Dlatego mamy totalny kryzys cywilizacyjny.
Wszystko
zaczęło się od porzucenia realistycznego poznania, które Kartezjusz i Kant
zamienili na myślenie (ostatecznie okazało się, że liczy się tylko myślenie
fenomenologiczne). Od tej pory życiem społecznym zaczynają rządzić wymyślane
teorie. Oceniając można powiedzieć, że jedne pomysły pozwoliły na szybki rozwój
cywilizacyjny (gospodarczy), natomiast inne pomysły prowadziły do gwałtownej
destrukcji społecznej (vide rewolucje). Wydaje się, że ostatecznie wszystko
było wyrównywane przez prowadzone wojny. Można chyba stwierdzić, że postępem
historycznym od tej pory zaczęło rządzić myślenie, a wiadomo, że ludzkie
myślenie jest nieprzewidywalne, ponieważ zawsze ludzie kombinują, żeby wymyślić
coś nowego.
Tak
więc myśliciele (to ci od ideologii) stali się politykami, a politycy myśleli o
swoim własnym interesie albo o zdobywaniu władzy, a nie o rozwoju społecznym
czy dobrobycie obywateli. Oczywiście sytuację ogólną ratowały pomysły
techniczne dotyczące rozwoju przemysłowego, czyli pomysły zaangażowane w
wynalazki techniczne. Można uznać, że w tym zakresie pomysły ludzi znalazły
swój sukces. Niestety, dzisiaj to myślenie techniczne odleciało w kosmos, a my
tu na ziemi pozostaliśmy uwikłania w ideologiczne spory, które nie prowadzą do
niczego, a więc nie są w stanie rozwiązać tradycyjnych problemów społecznych i
ekonomicznych.
12 listopada 2023
Budowanie wspólnoty albo walka wrogich plemion
Pan Tomasz Wróblewski powiedział, że rozwój państwa musi polegać na budowaniu wspólnoty obejmującej całość społeczeństwa, a nie tworzeniu rozbicia na wrogie sobie i zwalczające się plemiona. Dlaczego powstają wrogie plemiona? Bo ludziom wydaje się, że ich pomysł na życie jest najlepszy. Ale żeby powstała z tego struktura plemienna, takie podejście musi być poparte bombardowaniem medialnym. To media przedstawiają nam najlepsze poglądy i postawy. Jeśli dałeś się złapać na haczyk medialnej propagandy, to już należysz do zaprogramowanego plemiona. Bombardowany medialną wizją (telewizją) nie jesteś w stanie wyrobić sobie własnego zdania.
Dawniej ludzie wzrastali i dojrzewali bez takiej agresywnej propagandy, bo wiadomości i poglądy przekazywali sobie ustnie w trakcie spotkania. Jednak dzisiaj zbyt łatwo poddajemy się pomysłom innych ludzi, uważając ich za ważniejszych, bo występują w TV. Może warto przyjąć założenie, że w programach TV występują bidele ("bidne ludzie").
Tworzenie sobie wroga jest oparte na myśleniu o kimś, a nie poznaniu tego kogoś. Myślenie nie dosięga bowiem realności człowieka. Ono zadowala się czymś zjawiskowym. Myślenie wyobraża coś sobie posługując się treściami zmysłowymi. Tak powstaje ludzka zjawa a nie realny obraz człowieka. Aby przełamać ten schemat, trzeba odwołać się do realizmu i realnego poznania. Trzeba otworzyć się na osobową realność człowieka. Osoba stanowi najgłębszą podmiotowość w człowieku. To jest podmiot egzystencjalny -- podmiot istnienia i działania -- jak mówił Wojtyła.
Bez zrozumienia, czym jest osoba, nie zdołamy poznać i zrozumieć człowieka. Będziemy go widzieli tylko poprzez nasze myślenie o nim. Ale nasze myślenie nie dotyczy realności, bo nie jest poznaniem. Ono tylko fruwa wokół rzeczywistości. Dziś nie liczy się poznanie rzeczywistości. Każdy wygłasza jedynie swój pogląd lub pomysł i nic innego go nie obchodzi. Jestem wolny i mogę wymyślać to, co chcę. Każdemu wydaje się, że jego pomysł jest najlepszy. Okazuje się, że takie myślenie znakomicie wykorzystują propagandziści medialni. Umiejętnie podsuwają ludziom różne pomysły i poglądy, aby zdobyć ich akceptację. Propagandziści wiedzą, że kłamstwo powtórzone sto lub tysiąc razy staje się prawdą (czyli będzie uznane za prawdę).
Natomiast budowanie wspólnoty nie polega na wymyślaniu czegokolwiek. Trzeba wiedzieć, że wspólnota społeczna ma charakter osobowy. Dlatego powstaje od poziomu związku rodzinnego jako wspólnota rodzinna. Dalej idzie wspólnota rodzin jako związek dobrosąsiedzki. Na tej łączności powstają wspólnoty lokalne i regionalne. Aby na koniec utworzyć wspólnotę narodową, czyli ogólnospołeczną. Ale to wszystko polega na poszanowaniu innych ludzi z tego względu, że są realnymi osobami. Wspólnotowość musi mieć ten wymiar osobowy, inaczej będą się tworzyły tylko różne grupy reprezentujące różne interesy najczęściej zawodowe.
10 listopada 2023
Pan R. idzie na wojnę /1
Pan R. wybrał się na wojnę. Chciał walczyć z
całym złem tego świata.
Po drodze
spotkał Reklamę. Obejrzał się na Reklamę, a ona uśmiechnęła się do niego i
rzekła: - Zobacz, jaka jestem piękna.
– Ja nie
potrzebuję reklamy, bo idę na wojnę.
– O nie! –
odrzekła Reklama – Każdy potrzebuje choćby odrobinę reklamy. – I zaśpiewała w
takt marsza: Ja idę, ja idę, ja idę na wojnę! Musisz mieć marsz bojowy. A co to
za wojna? Może wojna cenowa?
– Nie, to
prawdziwa wojna ze złem!
– Ale to się
nie sprzeda! Nie warto tego nawet reklamować. Wymyśl sobie coś
atrakcyjniejszego. Może wojna z konkurencją, która niszczy zwykłego konsumenta.
Może też być wojna politycznych gangów. Ale nie wojna ze złem. Kto dzisiaj
widział zło? Nawet dzieci straszy się dzisiaj coca-colą i hamburgerami, bo to
jest najlepsze na świecie.
– Ja chcę
walczyć ze złem, ja muszę walczyć ze złem, bo ja jestem waleczny Pan R.
– To walcz
sobie beze mnie. Ja wolę się sprzedawać w TV.
Pan R.
powędrował dalej, rozpytując gdzie toczy się wojna ze złem. Niestety nikt nie
umiał mu wskazać drogi. Szedł już trochę zniechęcony, gdy zobaczył przed sobą
jakiś blask. Na jego drodze stała Prawda.
– Dokąd tak
spieszysz? – zapytała Prawda.
– Idę na
wojnę ze złem – odparł Pan R.
– To nie ma
sensu – stwierdziła Prawda – ponieważ walcząc ze złem musisz stanąć po jego
stronie, czyli porzucić dobro. Przecież miałeś zło dobrem zwyciężać.
– Ale dobro
nie nadaje się do walki.
– Ty masz
pokonać zło a nie walczyć. Jeśli chcesz walczyć, to już wybrałeś zło.
– Jak można
pokonać kogoś bez walki?
– Musisz
unikać zła i czynić dobro.
– Czynię
dobro i nic z tego nie wynika, gdyż zło panoszy się dalej.
– To może
potrzeba więcej dobra. Musisz zachęcić innych, żeby razem z Tobą czynili dobro.
– Ale oni
wolą zło, bo tak im wygodnie.
– To zacznij
walczyć o dobro. Wtedy znajdziesz się po stronie dobra.
– Podobno
dobro obroni się samo. Nie trzeba mu pomagać.
– Nie musisz
pomagać dobru, lecz sobie. To znaczy, że musisz pomagać sobie i innym w byciu
dobrym.
– Acha!
Czyli gdy będę dobrym, pokonam zło!
– Właśnie o
to chodzi.
– Ale jak tu
być dobrym, gdy wszystko dookoła jest złe?
– Musisz
odkryć dobro, które jest w Tobie.
– To gdzie
we mnie jest dobro?
– Musisz
sięgnąć głęboko, aż na samo dno, czyli sięgnąć aż do samego istnienia.
– Tak daleko
to ja nie sięgam.
– A co mówił
Poeta: – Sięgaj, gdzie wzrok nie sięga!
– Skoro był
poetą, to łatwo mu było gadać. Ale co tu robić? Jak żyć?
– Czyń dobro
– tak woła twoje sumienie, czyli twoje własne dobro.
– Moje
sumienie przestało już się odzywać.
– Bo
chciałeś być od niego mądrzejszy.
– A Ty nie
chciałabyś być choć trochę mądrzejsza?
– Moja
mądrość jest niezmienna, tak jak twoja głupota. Idź sobie na tę swoją
beznadziejną wojnę!
Pan R.
ruszył dalej przed siebie. Wędrował przez wsie i miasta, aż trafił na wiec wyborczy,
gdzie spotkał Polityka.
– Panie
Polityku, chcę wyruszyć na wojnę.
– Zaraz
zobaczę, co się da w tej sprawie zrobić – odchodzi na bok i telefonuje – No
mogą pana wysłać do Syrii lub Etiopii. Tam toczą się walki. Ale trzeba mieć
przeszkolenie wojskowe. Ma pan książeczkę wojskową?
– Ale ja
zamierzałem walczyć ze złem.
– Z tym to
może być problem, bo teraz na wojnie nie wiadomo, o co tak naprawdę się biją.
Nawet my Politycy nie potrafimy się w tym wszystkim połapać. Chyba trzeba
zapytać handlarzy bronią, ale ich to guzik obchodzi.
– To co mam
robić?
– Z tym złem
to niech pan da sobie spokój. Zło jest wszędzie, więc władza ma do wyboru tylko
mniejsze lub większe zło. Radzę zająć się organizacją lub fundacją, która
będzie pokazywała mniejsze zło w różnych sytuacjach.
– Ale ja
chciałem pokonać całe zło, a nie jakąś jego cząstkę.
– Proszę
pana, taka postawa jest społecznie (czyli politycznie) szkodliwa, gdyż zachęca
ludzi do walki ze złem. Zło trzeba oswoić i polubić, bo wtedy lepiej się żyje.
Pan R.
zdenerwował się na Polityka i nawet nazwał go „świnią”, co wywołało ogóle
poruszenie. Dlatego musiał się szybko ewakuować, żeby nie zatrzymała go policja
(tajna policja polityczna).
Pan R. idzie na wojnę /2
Pan R.
powędrował dalej. Pytał napotkanych ludzi, czy gdzieś w pobliżu nie czai się
samo zło. Ale jedni pokazywali na lewo, a drudzy na prawo, nikt nie umiał
wskazać samego straszliwego zła. Słyszał wszędzie narzekania, że zło panoszy
się wszędzie, lecz gdy pytał o fakty, to ludzie pokazywali tylko na siebie
nawzajem. Dlatego Pan R. postanowił zapytać o zło znanego Teologa.
– Jak to
jest naprawdę z tym złem? Czy jest, czy go nie ma? Bo muszę wiedzieć z czym mam
walczyć.
Teolog
odpowiedział: – Z tym złem sprawa nie wygląda całkiem jasno. Czasami pojawia
się realnie, a czasami zdaje się nieuchwytne. Ludzie kłamią i oszukują,
zdradzają się nawzajem i mordują, jednak wszyscy dostrzegamy w tym jedynie
jakieś tragiczne fakty. Czy za tymi występkami kryje się samo zło? Do końca nie
wiadomo.
Przecież
człowiek został stworzony przez Boga. Nie mógł więc być zły, gdyż posiadał
dobro pochodzące od Stwórcy. Jak to się stało, że stracił swoje dobro i popadł
w zło? Wydaje się, że gdzieś musiało siedzieć i czyhać całe to zło. Jeśli nie w
człowieku, to gdzie? Trudno to sobie wyobrazić.
– To może
tego zła wcale nie było? – zapytał Pan R.
– To
dlaczego człowiek stałby się zły?
– Może wcale
nie stał się zły, tylko nie umie używać swojego dobra.
– Ale jak
można nie używać dobra, które się posiada?
– Przecież
jeśli mam wiedzę, to mogę jej używać lub nie – odparł Pan R.
– Skoro
posiadasz dobro, to jesteś dobry, a jeśli jesteś dobry, to będziesz działał na
podstawie dobra a nie zła.
– To
naprawdę zadziwiające, że człowiek jest dobry, a działa źle. Czy nie znaczy to,
że to dobro, które posiadamy, jakoś nie działa. Powstaje więc pytanie, co tak
naprawdę działa w człowieku? Chyba jakieś zło? Ale z tego wynika, że te nasze
działania nie pochodzą stamtąd, kim jesteśmy. One raczej przesłaniają i maskują
to, kim jesteśmy. Kto zatem działa, czy ja sam, czy może nie ja lecz ktoś inny?
– Wydaje
się, że ktoś się nam wmieszał w paradę. I to ktoś naprawdę Zły.
– Zły Demon?
Albo jakiś zły bożek? Muszę wiedzieć z kim mam walczyć.
– Chyba
najpierw powinieneś powalczyć sam ze sobą. Musisz zwalczyć swoje złe postępki i
odnaleźć w sobie to dobro, które pochodzi od Boga.
– Czyli
powinienem walczyć ze swoimi uzależnieniami od złego.
– To wydaje
się być właściwa droga. Dlatego teologia postuluje drogę ascezy. Musisz
oczyścić się z wszelkich złych myśli i uczynków. Najlepiej udaj się na
pustynię.
– Ale jak
rozpoznam to, co złe?
– Musisz
słuchać głosu Boga. Posłuchaj Jego Przykazań.
– Czy to
wystarczy do zbawienia?
– Do
zbawienia potrzebna jest koniecznie łaska Boża, czyli realna pomoc Boga, a tę
możesz zdobyć w Jego Kościele.
– A więc
żeby pokonać zło muszę się udać do Boga po pomoc, czyli odpowiednie uzbrojenie.
– Właśnie
tak.
Pan R.
podziękował Teologowi za udzielone rady. Pomyślał jednak – co to za walka z
samym sobą? Przecież nie ma sensu walczyć ze sobą, żeby pokonać samego siebie.
Mi potrzebny jest konkretny wróg i nieprzyjaciel, którego trzeba będzie pokonać
w walce. Muszę jednak znaleźć swojego wroga.
Pan R. idzie na wojnę /3
Pan R. wyruszył więc na poszukiwanie wroga. Ludzie powiedzieli mu, że na pustkowiu w górach mieszka Smok. On jest naprawdę zły. Pan R. udał się na spotkanie ze Smokiem.
Nigdy nie
widział prawdziwego Smoka, dlatego nie był przekonany, czy go rozpozna.
Opowieści, które krążyły wśród ludu były sprzeczne i fantastyczne. Szedł więc
ostrożnie, gdy zobaczył przed sobą postać jakiegoś wieśniaka. Przestraszył się
nie na żarty. Wieśniak podszedł do niego i rzekł:
– Pewnie
szukasz Pustelnika.
–
Przyszedłem, żeby walczyć ze złem. Mówili mi, że tutaj mieszka straszny Smok.
– To
wierutne bajki. Ale ze złem jeszcze się nawalczysz. Zaprowadzę Cię do
Pustelnika.
Pustelnik
siedział na skale w pozycji „kwiatu lotosu”. Był pogrążony w zadumie lub we
śnie.
– Witaj
wędrowcze, czekałem na Ciebie – rzekł nie otwierając oczu.
– Witaj.
Skąd mogłeś wiedzieć, że tu przyjdę?
– Znam myśli
moich wrogów i przyjaciół, i wiem, co zamierzają.
– Moim
wrogiem nie jest człowiek. Ja chcę walczyć ze złem!
– A cóż to
jest zło?
– Ja jeszcze
nie wiem. Chodzę i biegam w poszukiwaniu zła.
– To jak
chcesz znaleźć coś, czego nie znasz?
– Właśnie
dlatego chodzę i pytam, gdzie czai się zło.
– I nie
boisz się spotkać z prawdziwym złem?
– Jestem
zdeterminowany, nawet przerażające zło nie powstrzyma mnie od walki.
– Czyżbyś
był Wielki Rycerzem?
– Jeszcze
nie jestem, ale wkrótce się stanę.
– Ja żyję
tutaj na pustkowiu – rzekł Pustelnik – Żyję poza dobrem i złem. Jestem samym
Życiem. Jestem wolą i mocą Życia. Moje życie nie potrzebuje ani dobra, ani zła.
Ono trwa nieprzerwanie od samego początku. Widziałem wzloty i upadki Przyrody,
widziałem wszystkie przemiany Ewolucji.
Jednak nie
dostrzegłem nigdzie tego twojego Zła. Samego czystego Zła. Czy naprawdę warto
podejmować walkę z czymś, czego nie ma?
– Jeżeli zła
nie ma, to trzeba je wymyślić. Musi istnieć jakieś totalne Zło, żeby ludzie
uwierzyli, że nie są najgorsi na tym świecie. Nie można żyć z piętnem zła jak
Kain. To jest nie do zniesienia. Dlatego ludzie stale będą podejmować walkę ze
złem. Dlatego właśnie chcę walczyć!
– To wymyśl
sobie to zło. Poczytaj trochę literatury – oni najlepiej opisują twoje zło.
Wtedy zaczniesz nieustannie myśleć o złu. Zło rodzi się z myślenia o nim.
– Ja nie
mogę stale myśleć, bo mnie to męczy. Gdybym tak stale myślał, wtedy bym
zwariował.
– Trzeba
zwariować, żeby móc walczyć ze złem. Każda walka i każda wojna jest wariactwem.
Jeszcze tego nie wiedziałeś?
Pan R.
poczuł, że ogarnia go szaleństwo. Trzeba będzie się przespać – pomyślał. Gdy
się obudził, zobaczył przed sobą Smoka. Widział Smoka i nie wiedział, czy widzi
go naprawdę, czy tylko go sobie wymyślił. Przyglądali się sobie przez dłuższą
chwilę.
Pan R.
zaczął się zastanawiać, jak sprawdzić, czy na pewno widzi realnego Smoka. –
Jakby tu wyjaśnić prawdziwość Smoka? Czy ja go widzę, czy tylko sobie
wyobrażam? – W końcu zapytał: – Czy Ty naprawdę jesteś Smokiem?
– Chyba
chciałeś zapytać, czy naprawdę istnieję? – odrzekł Smok.
– No dobra,
istniejesz czy nie?
– Tego nie
mogę potwierdzić, bo sam nie wiem, czy istnieję. Ale myślę, że istnieję.
– Do diabła!
Ten też zaczyna od myślenia. Istniejesz czy nie, Ty wstrętny potworze!
– A czy to
takie ważne? Najważniejsze, że dla Ciebie jestem uosobieniem zła.
– Dla mnie
jesteś tylko przerośniętą jaszczurką!
– Przyznaj,
że tak wyobrażałeś sobie całe zło.
– Ja nic
sobie nie wyobrażałem. Ja wiedziałem, że spotkam samo zło.
– Ale
przecież nie wiesz, czy ja jestem złem, czy nie.
– Przestań,
bo zwariuję. Już niczego nie wiem. – Pan R. złapał się za głowę.
Czuł, że
bije się ze swoimi myślami. Tak skończyła się jego walka ze złem.