29 kwietnia 2019

Biskup Athanasius Schneider, Astana



Prawda o nadprzyrodzonym dziecięctwie Bożym w Chrystusie stanowi podsumowanie całego Objawienia Bożego. Dziecięctwo Boże jest zawsze niezasłużonym darem łaski, jest najwznioślejszym darem Boga dla człowieka. Jednakże dziecięctwa Bożego można dostąpić jedynie poprzez osobistą wiarę w Chrystusa i przez przyjęcie chrztu, jak naucza sam Pan: „Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić” (J 3, 5-7).
W ubiegłych dziesięcioleciach często słychać było, i to nawet z ust przedstawicieli hierarchii kościelnej, wypowiedzi na temat teorii „anonimowego chrześcijaństwa”. Owa teoria głosi, iż posłanie Kościoła w świecie miałoby rzekomo polegać jedynie na uświadomieniu wszystkim ludziom zbawienia w Chrystusie i zarazem dziecięctwa Bożego. Każdy człowiek miałby jakoby nieświadomie posiadać już dziecięctwo Boże w głębi swojej osoby. Taka teoria sprzeczna jest jednakże z Objawieniem Bożym, którego nieustannie i bez cienia wątpliwości nauczał Chrystus, Jego Apostołowie i Kościół przez dwa tysiące lat.
Erik Peterson, znany konwertyta i egzegeta, już wiele lat temu (w 1933 r.) przestrzegał w swoim artykule „Kościół [składający się] z żydów i pogan” (Die Kirche aus Juden und Heiden) przed niebezpieczeństwem płynącym z takiej teorii, gdy stwierdził, że nie może istnieć żadne czysto zredukowane do porządku naturalnego chrześcijaństwo, w którym owoce wysłużonego przez Jezusa Chrystusa zbawienia mogłyby być przypisane w sposób powszechny, to znaczy każdemu człowiekowi jako dziedzicowi, tylko i wyłącznie z tego powodu, że jego ludzka natura łączy go ze Słowem Wcielonym. Dziecięctwo Boże nie jest żadnym automatycznym skutkiem, zagwarantowanym przez przynależność do rodzaju ludzkiego. Prawdzie Objawienia Bożego, która w sposób jednoznaczny została wyrażona w pierwszym przykazaniu Dekalogu, sprzeciwiliby się ci, którzy twierdzą, że różnorodność religii jest wolą Boga.
Święty Atanazy (por. Oratio contra Arianos II, 59), pozostawił nam proste, a jednocześnie trafne objaśnienie różnicy między naturalnym stanem człowieka jako Bożego stworzenia a chwałą dziecięctwa Bożego w Chrystusie. Święty Atanazy wychodzi od słów Ewangelii według św. Jana, które brzmią: „moc, aby się stali dziećmi Bożymi [dał] tym, którzy wierzą w imię Jego, którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili (J 1, 12-13). Jan dlatego używa wyrażenia „stawać się”, aby podkreślić, że ludzie stają się dziećmi Bożymi nie z natury, lecz poprzez akt przyjęcia. Dalej napisane jest „narodzili się”. Miłość Boga widzimy w tym, że dla tych, których jest Stwórcą, mocą łaski stał się później Ojcem. Staje się nim, gdy, jak powiedział Apostoł, ludzie przyjmują do swych serc Ducha Syna Człowieczego, który woła w nich „Abba, Ojcze”. Będąc stworzonymi naturami, ludzie nie mogą stać się dziećmi Bożymi w żaden inny sposób, a jedynie przez przyjęcie w sobie, poprzez wiarę i chrzest, Ducha naturalnego i prawdziwego Syna Bożego. Właśnie w tym celu Słowo stało się Ciałem, aby umożliwić ludziom stanie się przybranymi dziećmi i udział w Boskiej naturze. Dlatego Bóg z natury nie jest we właściwym znaczeniu Ojcem wszystkich ludzi. Tylko jeśli ktoś świadomie przyjmie Chrystusa i zostanie ochrzczony, może wołać w prawdzie: „Abba, Ojcze” (Rz 8, 15; Gal 4, 6).
Od początków Kościoła, jak zaświadcza Tertulian, mówiono: „Człowiek nie rodzi się chrześcijaninem, tylko nim się staje” (Apol., 18, 5). Również święty Cyprian trafnie ujął tę prawdę: „Nie może mieć Boga za Ojca, kto nie ma Kościoła za Matkę” (De unit., 6).
Najpilniejsze zadanie Kościoła w naszych czasach polega na tym, aby troszczyć się o duchową zmianę klimatu i duchową migrację, a mianowicie o to, aby klimat niewiary w Jezusa Chrystusa i klimat odrzucenia Królewskości Chrystusa przekształcić w klimat wyraźnej wiary w Jezusa Chrystusa oraz przyjęcia Jego Królewskości, i aby ludzie z nędzy duchowego niewolnictwa niewiary i grzechu migrowali ku szczęściu dziecięctwa Bożego i życia w stanie łaski uświęcającej. Oto migranci, o których winniśmy troszczyć się z największą pilnością.
Chrześcijaństwo, jedyna religia z woli Boga, nigdy nie może być w sposób uzupełniający stawiana obok innych religii. Zgodnie z wolą Chrystusa wiara w Niego i Jego Boska Nauka muszą być pod każdym względem stawiane na miejscu innych religii, jednakże nie przemocą, lecz z czułym przekonaniem, jak powiedziane jest w hymnie jutrzni na uroczystość Chrystusa Króla: „Non Ille regna cladibus, non vi metuque subdidit: alto levatus stipite, amore traxit omnia” („Nie mieczem, przemocą lub strachem podporządkowuje On sobie ludy, lecz wywyższony na drzewie Krzyża z miłością przyciąga wszystko do siebie”).
Istnieje tylko jedna droga do Boga i jest nią Jezus Chrystus, albowiem On sam powiedział: „Ja jestem Drogą” (J 14, 6). Istnieje tylko jedna jedyna prawda, i jest nią Jezus Chrystus, albowiem On sam powiedział: „Ja jestem Prawdą” (J 14, 6). Istnieje tylko jedno jedyne, nadprzyrodzone życie duszy, i jest nim Jezus Chrystusa, albowiem On sam powiedział: „Ja jestem Życiem” (J 14, 6).
Syn Boży, który stał się Człowiekiem, nauczał, że poza wiarą w Niego nie może istnieć żadna prawdziwa i miła Bogu religia: „Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony” (J 10, 9). Bóg nakazał wszystkim ludziom bez wyjątku, by słuchali Jego Syna: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!” (Mk 9, 7). Bóg nie powiedział: Możecie słuchać Mojego Syna albo innych założycieli religii, ponieważ chcę, aby istniały różne religie”. Bóg zakazał uznawania prawowitości innych religii: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!” (Wj 20, 3) oraz „Cóż ma wspólnego światło z ciemnością? Albo jakaż jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym? Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami?” (2 Kor 6, 14-16).
Gdyby inne religie również odpowiadały woli Boga, wówczas nie nastąpiłoby Boże potępienie religii złotego cielca w czasach Mojżesza (por. Wj 32, 4-20), a dzisiejsi chrześcijanie mogliby bezkarnie praktykować religię złotego cielca, gdyż według takiej teorii wszystkie religie byłyby drogami podobającymi się Bogu.
Bóg dał Apostołom, a przez nich Kościołowi wszystkich czasów uroczysty nakaz, aby nauczać ludzi wszystkich narodów i wszystkich religii w jedynej prawdziwej wierze, uczyć ich zachowywać Jego Boskie Przykazania oraz chrzcić ich (por. Mt 28, 19-20). Od czasów kazania Apostoła i pierwszego papieża, świętego Piotra, Kościół zawsze głosił, że nie ma żadnego innego imienia, to znaczy żadnej innej wiary pod niebem, przez które ludzie mogą być zbawieni, jak tylko w imieniu i w wierze w Jezusa Chrystusa (por. Dz 4, 12).
Kościół we wszystkich epokach nauczał słowami świętego Augustyna: „Religia chrześcijańska jest jedyną religią, która zawiera w sobie powszechną drogę do ratunku duszy, ponieważ żadna dusza nie może dostąpić zbawienia inaczej niż poprzez wiarę chrześcijańską. Wiara chrześcijańska jest drogą królewską, która jako jedyna prowadzi do królestwa, która nie podlega chwiejności w przemijającej wzniosłości, lecz jest zabezpieczona przez wieczną stałość” (De civitate Dei, 10, 32, 1).
Apostołom i niezliczonym chrześcijańskim męczennikom wszystkich czasów, szczególnie tym z pierwszych trzech wieków chrześcijaństwa, zostałoby oszczędzone męczeństwo, gdyby powiedzieli: „Religia pogańska i jej wyznawanie jest drogą, która również odpowiada woli Boga”. Nie byłoby chrześcijańskiej Francji, gdyby na przykład św. Remigiusz powiedział królowi Franków Chlodwigowi: „Nie gardź swą religią pogańską, którą do tej pory wyznawałeś, i czcij teraz Chrystusa, którego dotychczas prześladowałeś”. Święty biskup powiedział jednak w rzeczywistości: „Wzgardź swoją religią pogańską, którą do tej pory wyznawałeś, i czcij teraz Chrystusa, którego dotychczas prześladowałeś”.
Prawdziwe powszechne braterstwo istnieje tylko w Chrystusie, między ochrzczonymi. Pełni chwały i dziecięctwa Bożego można będzie dostąpić dopiero w uszczęśliwiającym oglądaniu Boga w niebie, jak naucza Pismo Święte: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec:  zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy (…). Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3, 1-2). 
Żadna władza na ziemi – nawet najwyższa władza kościelna – nie ma prawa, by poprzez zapewnienie, że istnienie różnych religii jest wolą Boga samego, dyspensować ludzi innych religii od wyraźnej wiary w Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego, który stał się Człowiekiem i jako jedynego Zbawiciela ludzi. Niezatarte – gdyż zapisane palcem Boga i krystalicznie jasne w swym znaczeniu – pozostają natomiast słowa Syna Bożego: „Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego” (J 3, 18).
Ta prawda obowiązywała dotychczas we wszystkich chrześcijańskich pokoleniach i będzie obowiązywać aż do końca czasów bez względu na to, że niektórzy ludzie w Kościele naszej tak bardzo niestałej, tchórzliwej, żądnej sensacji i konformistycznej epoki reinterpretują ją w sposób sprzeciwiający się jej brzmieniu i bez zażenowania sprzedają tę reinterpretację jako kontynuację rozwoju nauczania.
Poza wiarą chrześcijańską żadna inna religia nie może być prawdziwą i chcianą przez Boga drogą, ponieważ jest wyraźną wolą Boga, aby ludzie wierzyli w Jego Syna: „To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne” (J 6, 40).
Poza wiarą chrześcijańską żadna inna religia nie może dać prawdziwego życia nadprzyrodzonego: „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” (J 17, 3).
Tłum. Izabella Parowicz

Kiedy człowiek staje się chrześcijaninem?



Biskup Drohiczyński napisał w Liście pasterskim, że człowiek nie rodzi się chrześcijaninem. To pokazuje, że człowiek potrzebuje wsparcia łaską Bożą. Służą do tego sakramenty, zwłaszcza chrzest, komunia i bierzmowanie. Przecież już na chrzcie Bóg obdarza nas swoją łaską, abyśmy mogli stać się chrześcijanami. Ale ten chrzcielny dar łaski jest tylko początkiem naszej działalności, którą podejmujemy już sami.
Chyba w średniowieczu funkcjonowała formułka – anima naturaliter christiana. Łączono ją zapewne z poglądem, że Bóg stwarza duszę człowieka, ponieważ człowieka pojmowano jako złożonego z duszy i ciała. Otóż Bóg stwarza bezpośrednio osobę człowieka (persona) i jego życie (vitalitas – moc ożywcza). Bóg stwarza bowiem ludzkie istnienia, które zawiera podmiotowość osoby i podmiotowość życia. Gdyby Bóg stwarzał ludzką duszę (to, co zwykle nazywamy duszą), wtedy musiałaby ona posiadać odpowiednią doskonałość i mogłaby działać zawsze w sposób doskonały, czyli osobowy. Jednak dusza nie jest podmiotem osobowym, jak chce wykazać współczesna filozofia utożsamiając osobę ze świadomością. Tragedia!!!
Czymś doskonałym w człowieku jest podmiot osobowy zawarty w istnieniu. Można również mówić o nim „ludzka egzystencja”. Dlatego nasza dusza (duchowość, którą tworzą władze duchowe umysłu, woli i uczuciowości) musi być wzmocniona aktami osobowymi, które pochodzą od osoby i które stają się wyrazem daru łaski Bożej (nawiązanie przez Boga relacji osobowych z człowiekiem). Dopiero gdy działania duchowe zostaną poparte przez akty osobowe (kontemplacja, sumienie i upodobanie), to wtedy władze duchowe zdobywają odpowiednie zasady oraz sprawności (cnoty osobowe) do działań osobowych, czyli stricte ludzkich, jak pisał Wojtyła. Nasze działania osobowe stają się potwierdzeniem osobowej łączności z Bogiem oraz z innymi osobami (przede wszystkim Świętymi Pańskimi).
Każdy człowiek ma możliwość przyjęcia sakramentu chrztu i przyjęcia łaski Bożej. Takie przyjęcie na powrót umacnia jego osobę i pozwala mu działać w sposób osobowy (na co dzień i od święta). Dzięki darowi łaski Bożej nasza osoba zyskuje potężną moc i aktywność, która może oddziaływać na duszę i dalej na ciało. Wówczas działamy w pełni osobowo (czyli ze względu na osobę) zdobywając osobowe sprawności umacniające nasze władze duchowe.
Bez tego wsparcia człowiek jedynie stara się działać jak najlepiej, ale to nie zawsze się udaje, bo bez łaski nasze władze duchowe nie mają stałego wsparcia aktów osobowych. Łaska Boża działa bowiem poprzez osobę człowieka pobudzając akty kontemplacji, sumienia i upodobania, które z kolei oddziałują na nasze władze uzdatniając je do właściwego działania (do słowa prawdy, czynu dobra i przeżycia piękna). Ani nasz umysł sam z siebie nie będzie zdolny osiągnąć słowa prawdy, ani nasza wola sama z siebie nie będzie mogła chcieć i czynić dobra, ani nasza uczuciowość sama z siebie nie w stanie przeżywać piękna, lecz będzie skazana na przeżywanie przyjemności.
Nasz umysł pozostawiony samemu sobie staje się co najwyżej świadomością, która potrzebuje danych zmysłowych do tworzenia własnego przedmiotu w postaci zjawiska (Kantowski fenomen albo empiryczny fakt). Nasza wola pozbawiona osobowego wsparcia i działająca na własną rękę będzie skazana na wybieranie wyłącznie spośród propozycji naszego myślenia, czyli będzie skłonna do wyboru działań przebiegających w sferze empirycznej. Wszystko to sprawdza się oczywiście w praktycznej działalności człowieka, czyli w życiu codziennym i zawodowym. Jednak dzięki temu nie można wznieść się do działań rzeczywiście osobowych (wiary, miłości i nadziei). Człowiek pragnący wolności i zdany tylko na siebie nie będzie żył osobowo, czyli w sposób egzystencjalny, jak chciał Kierkegaard. Sam w sobie człowiek jest tylko esencją, czyli istotą żywą. I tyle.

24 kwietnia 2019

Rozważania o ludzkiej naturze



Grecy twierdzili, że dusza porusza ciałem i kieruje nim. Dlatego Arystoteles wprowadził rozróżnienie na formę i materię. Uznał, że dusza jest formą ciała. Stąd duszy-formie przypisał stanowisko aktu, zaś ciało-materię uznał za możność. Takie rozróżnienie i po części wyjaśnienie pozwalało przedstawić i zrozumieć działania człowieka jako przyczynowane przez duszę i przez nią kierowane do celu, jakim miała być szczęśliwość jako doskonałość duchowa (eudaimonia). Cielesność miała podlegać poczynaniom duszy, czyli miała być zarządzana i kierowana przez duszę.
W związku z tym komentatorzy Tomasza z Akwinu twierdzą dziś, że dusza stanowi sprawcze principium oraz że jest przyczyną poruszającą ciałem, zaś władze duchowe są źródłem działań człowieka. Zembrzuski w swoim wykładzie (Działanie łaski na władze duszy) przedstawił cztery tezy: 1) człowiek posiada naturę, z której wynikają wszystkie jego działania; 2) człowiek ma ukierunkowanie na cel, który jest wpisany w jego naturę; 3) człowiek posiada władze jako bezpośrednie zasady działania; 4) istnieje porządek władz.
Człowiek może się rozwijać i doskonalić poprzez swoje działania. Działania cielesne (czyli ćwiczenia) doskonalą i usprawniają nasze ciało, natomiast działania duchowe doskonalą duszę. Człowiek może zdobywać wiedzę i dzielić się nią z innymi. Może umacniać swoją wolę w chceniu osobowego dobra i w czynieniu dobra. Można powiedzieć, że natura człowieka się rozwija i doskonali, lecz to nie zmienia jej tożsamości, czyli tego, czym jest ta natura. Dlatego mówimy, że rozwój i doskonałość dotyczą działania w zakresie natury.
Woroniecki pokazuje i podkreśla potencjalność ludzkiej natury. Ta natura stanowi potencjał, ponieważ jest możnością istotową, jak to odkrył św. Tomasz. Bytowość człowieka stanowi i wyznacza istnienie (jako akt) oraz istota (jako możność). Jednak dla naszego poznania bytowość człowieka przejawia się jako działająca możność istotowa. Dostrzegamy i wyróżniamy działania duchowe i działania cielesne. Stąd Grecy wprowadzili rozróżnienie istoty człowieka na duszę i ciało. Jeżeli więc kierując się bezpośrednim poznaniem uznamy duszę za przyczynę sprawczą ludzkiego działania, a władze duchowe za bezpośrednie zasady działania, to nie ma potrzeby poszukiwania głębszych zasad lub przyczyn.
Ale pamiętam z wykładów, że prof. Gogacz wiązał duszę bezpośrednio z aktem istnienia twierdząc, że dusza jako forma jest podczepiona do aktu istnienia. Natomiast Wojtyła analizując czyny moralne człowieka nieustannie powtarzał, że operari sequitur esse. Jeżeli więc przyjmujemy rzeczywiste złożenie bytu ludzkiego z istnienia i istoty, to ostatniej, czyli najgłębszej, przyczyny działania człowieka należy szukać na poziomie aktu istnienia. Ponieważ jedynie akt istnienia posiada odpowiednią moc sprawczą (która pochodzi od Boga) do uruchomiania działań duchowych oraz działań ożywiających ciało. Ani władze duchowe, które są tylko możnościami, ani władze cielesne, które są tylko narządami, czyli inaczej mówiąc narzędziami, nie mogą porusza się samodzielnie. Zembrzuski przytacza zdanie Tomasza, że natura nie jest samowystarczalna, co należy odnosić właśnie do działania.
Teza, że człowiek posiada zdolność wolnego wyboru (liberum arbitrium), dzięki któremu może się zwrócić do Boga, jest bardzo nieodpowiedzialna. Otóż do Boga (do Osoby Boskiej) nasza wola zwraca się dzięki chceniu i czynieniu dobra. Wolność wyboru stanowi jedynie możliwość, dlatego w tej tezie pojawia się stwierdzenie, że człowiek „może się zwrócić”. Otóż wolność wyboru jako czysta możliwość nie zapewnia nam właściwego wyboru, czyli wyboru dobra. Człowiek kierujący się wolnym wyborem tak samo może wybrać zło, jak i dobro. Dlatego wola musi zdobyć jakąś pobudkę i zachętę do pragnienia dobra. Bez takiej mocnej pobudki wola będzie się kierowała właśnie wolnością, czyli dowolnym wyborem (takim wyborem na chybił-trafił).
Otóż pobudka albo odpowiedni napęd dla woli, podobnie jak dla umysłu, pochodzi z poziomu istnienia, czyli od podmiotowości osoby (osobowego podmiotu istnienia). To nasza osoba, umocniona i spotęgowana przez relacje osobowe nawiązane z Bogiem lub Świętymi Pańskimi lub z kochającymi osobami ludzkimi, jest w mocy podejmować akty osobowe, które są skierowane do naszych władz duchowych.
Akty kontemplacji pochodzące od osobowej prawdy docierają do umysłu i zaszczepiają w nim słowo prawdy, które staje się zasadą prawdziwego poznania. Z kolei akty sumienia płynące od osobowego dobra trafiają do woli i wywołują w niej czyn dobra, który staje się zasadą realizacji chcenia dobra. Wreszcie akty upodobania pochodzące od osobowego piękna trafiają do naszej uczuciowości i pobudzają w niej przeżycie piękna, co owocuje fascynacją życiem (pięknem życia). Cała ta aktywność osobowa pozwala władzom duchowym na podejmowanie działań moralnych i zdobywanie osobowych cnót moralnych.
Oczywiście naszą osobową aktywność najlepiej uruchamia łaska Boża, czyli szczególna interwencja Boga polegająca na nawiązaniu relacji osobowej z danym człowiekiem wierzącym. Gdy osoba człowieka otwiera się na Boskie działanie albo po prostu gdy jest zdolna przyjąć Boskie działanie, wtedy wzmaga się moc i aktywność własności osobowych prawdy, dobra i piękna, która sprawia, że własności te wysyłają swoje akty, które trafiają do władz duchowych i oddziałują na nie, co owocuje pojawieniem się we władzach rzeczywistych zasad działań moralnych.
Ale przecież nie wszyscy doświadczają bezpośrednio Boskiego działania. Często takie oddziaływanie łaski przejawia się już w konkretnych poczynaniach moralnych człowieka bez znajomości pełnej drogi doskonalenia władz duchowych. Nie wszyscy są filozofami lub teologami. Najważniejsze jest to, że człowiek podejmuje świadomie działania moralne lub religijne, czyli realne działania osobowe – działania płynące od osoby do osoby. Przykładowo takim realnym działaniem osobowym jest przebaczenie. Przebaczenia nie da się ani zrozumieć, ani wytłumaczyć na podstawie naturalnych zdolności i poczynań człowieka. Przebaczenie ma bowiem charakter osobowy i nadprzyrodzony (poza-naturalny). Przebaczenie dokonuje się przy wsparciu łaski Bożej.
Jeśli człowiek korzysta ze wsparcia aktów osobowych, to wówczas jego władze otrzymują realne zasady działań osobowych. Umysł otrzymuje słowo prawdy, wola jest doskonalona przez akty sumienia, co owocuje w niej czynem dobra, natomiast uczuciowość zdobywa swoją zasadę w postaci przeżycia piękna i fascynacji życiem. Życie jest bowiem pierwszym przejawem piękna.
Jednak u człowieka nie zawsze uaktywnia się jego osoba. Nie zawsze nawiązują się relacje osobowe. Skąd więc możemy czerpać wsparcie dla naszej duchowości (dla władz duszy)? Otóż wtedy człowiek musi się zwrócić do pewnych rzeczy lub spraw zewnętrznych. Dla umysłu takim zewnętrznym wsparciem staje się Słowo Boże. Jeżeli słuchamy i zapoznamy się ze Słowem Bożym (np. czytamy Ewangelie lub słuchamy kazania kapłanów), jeżeli przyjmiemy dzięki temu prawdę Słowa Bożego, to wtedy również uzyskamy pomoc w postaci słowa prawdy, co powinno zaowocować pojawieniem się wiary, która będzie uznawać Osobowego Boga, a tym samym przyjmie istnienie osoby w człowieku. Jeżeli zapoznamy się z Prawem Bożym (zawartym w Dekalogu) i przyjmiemy je, to będzie ono oddziaływać na naszą wolę podobnie jak akty sumienia, które nakazują czynić dobro. Kierując się Przykazaniami Bożymi, które wskazują nam działania osobowe, z pewnością osiągniemy czynienie dobra wobec innych osób. Trzeba więc uznać, że przyjęte wewnętrznie Prawo Boże doskonali również naszą wolę do religijnego i moralnego działania.
Ale konieczne jest w tym wypadku posłuszeństwo. Tomasz mówi nawet o władzy lub zdolności posłuszeństwa (potentia oboedientialis). To wola winna jest posłuszeństwo Prawu Bożemu, które ma nadprzyrodzone pochodzenie.

Może największy problem będzie z naszą uczuciowością, ale wydaje się, że tutaj pomocy i wsparcia powinniśmy szukać w twórczości kulturowej, która ukazuje nam piękno życia. Kultura (literatura, malarstwo, muzyka) powinna się rodzić z przeżycia piękna i powinna być ukazywaniem piękna ludzkiego życia. Dlatego zwrot dzisiejszej sztuki ku brzydocie lub poniżaniu człowieka stanowi realne zagrożenie dla ludzkiej uczuciowości. Zagrożeniem są również pokazywane w mediach relacje z katastrof i różnych wypadków najczęściej śmiertelnych, filmy obrazujące przemoc i zbrodnię. Takie obrazy nie pokazują nam piękna i radości życia.
Dlatego młody człowiek powinien wzrastać w odpowiednim klimacie duchowym, jaki może stwarzać kochająca rodzina. Stąd tak ważne jest pozytywne oddziaływanie środowiska kulturowego. Dzisiaj mamy nie tylko zanieczyszczenie środowiska przyrodniczego, jeszcze straszniejsze jest zanieczyszczenie, wprost dewastacja środowiska kulturowego człowieka. Taką destrukcję stanowią przede wszystkim propagowane ideologie, które nie znają realnego człowieka, ale na siłę wymyślają błędne ujęcia, które mają stwarzać nowy wspaniały świat. Mamy dziś problem z ideologią gender, która jest zwykłym zakłamaniem odrzucającym osobową godność człowieka – godność kobiety i mężczyzny.

13 kwietnia 2019

Praca dla idei



Znów pojawiła się propozycja pracy dla idei. Politycy proponują nam pracę dla idei. Można powiedzieć, że każdy sądzi po sobie. Praca dla idei jest dobra dla polityków, gdyż to oni kierują się wzniosłymi ideami. Ale warto zapytać, do czego prowadzi taka praca? Otóż polityczna praca dla idei jest lepszym lub gorszym spełnieniem ideologii politycznej, a jak wiadomo, praca ideologiczna kończy się dyktaturą, zniewoleniem i politycznym terrorem. Dlatego należy się wystrzegać pracy dla idei.
Otóż praca, ludzka praca, powinna służyć rozwojowi wszechstronnemu człowieka, a nie wdrażaniu ideologii. Praca ma służyć rzeczywistemu rozwojowi człowieka. Ten rozwój dotyczy zarówno naszej duchowości, jak i cielesności. Toteż praca powinna zapewniać człowiekowi rozwój religijny i moralny, a także rozwój zdrowotny i rozrodczy. Praca powinna więc służyć człowiekowi i jego najbliższym, czyli całej rodzinie. Głównym celem pracy jest rozwój człowieka w rodzinie, ponieważ to ludzka praca stanowi dobro dla wspólnoty rodzinnej, bo tworzy dobrobyt całej rodziny.
Stąd nie wolno interpretować ludzkiej pracy jako napędu ideologii postępu. Ludzka praca musi być związana z gospodarowaniem i gospodarzeniem we własnym domu. Dawniej rzemiosło miało charakter pracy rodzinnej, czyli działalności usługowej prowadzonej na potrzeby gospodarstw domowych. Lecz kiedy ludzką pracą zawładnęły fabryki przemysłowe, czyli fabrykanci, dla których najwyższym dobrem stała się produkcja i sprzedaż produktów, a nie zaspokajanie realnych potrzeb, wówczas praca człowieka straciła swój rzeczywisty charakter i stała się wyłącznie towarem na rynku pracy. Dziś instytucje państwowe dbają jedynie o rynek pracy i PKB (produkt krajowy brutto), a nie o rozwój społeczeństwa poprzez pracę. Dzisiaj praca została całkowicie oderwana od gospodarowania, czyli korzystania z realnych dóbr, jakie są wykorzystywane do budowania cywilizacji.