20 lipca 2025

Podsumowanie problematyki antropologicznej /4

Idźmy dalej. Otóż pozostaje do ustalenia kwestia ostatniej trzeciej własności podmiotu życia. Pamiętam z historii, że platonicy albo już neoplatonicy z Akademii Platońskiej wyróżniali obok jedności i różnicy trzecią własność dotyczącą przyrody, czyli ruch. Przecież widzimy, że życie w przyrodzie pozostaje w ciągłym ruchu. Życie się rodzi, wzrasta i rozwija się, dojrzewa i starzeje się, aby na koniec zginąć. Wydaje się, że to wszystko miała określać właśnie własność ruchu. Patrząc na to konkretnie możemy zauważyć, że nie chodzi w tym wypadku o zwykły ruch przestrzenny. Chodzi raczej o pewien wewnętrzny ruch życia i o jakiś proces rozwojowy. Tak więc w ruchu pozostaje cały organizm żywy, a jego życie wyraża się właśnie w procesie rozwojowym (czy też w procesie rozkładu i zanikania).

Jak zatem należałoby określić taki ruch – ruch charakterystyczny dla życia (rozwoju życia)? Otóż ostatecznie po różnych propozycjach doszedłem do wniosku, że ten ruch jako charakterystyczny dla życia (także życia biologicznego) należy nazwać rodzeniem (generatio). Rodzenie jest bowiem tym, co dzieje się z każdym życiem i co można uznać za istotę czy naturę życia. Każde życie się rodzi, zaś efektem rodzenia jest właśnie życie. Życie jest zatem nierozerwalnie związane z rodzeniem, a rodzenie jest nieodłącznie powiązane z życie. Chciałoby się powiedzieć, że życie jest rodzeniem, a rodzenie życiem.

Ostatecznie więc rodzenie uznaliśmy za trzecia własność transcendentalną podmiotu życia egzystencjalnego. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że rodzenie jako proces i jako szczególna postać ruchu wyraźnie odbiega od tradycyjnego rozumienia własności, zwłaszcza własności transcendentalnej. Ale już samo życie zdaje się być wyjątkiem w porządku realności oraz w kategorii zasady i przyczyny pewnego stanu realności. Tak jak osoba w porządku realności egzystencjalnej wyróżnia się szczególną mocą sprawczą, która odpowiada za powstanie duszy (władz duszy), tak samo życie jako podmiot egzystencjalny charakteryzuje się szczególną mocą sprawczą powodującą, że powstaje i rodzi się organizm żywy – ludzki organizm, który jest w stanie współdziałać z aktywnością duchową dla realizacji działań (bezinteresownych działań moralnych) i relacji osobowych (osobowych relacji wspólnotowych – przede wszystkim relacji małżeńskich). 


Podsumowanie problematyki antropologicznej /5

Dlatego patrząc i analizując realne skomplikowanie ludzkiego bytu (w całej jego okazałości) nieodparcie nasuwa się teza, że człowieka stworzył właśnie Bóg (w Osobowej Trójcy). Nie ma innego wyjścia. Nie przeszkadza temu pogląd o ewolucyjnym rozwoju przyrody, czego efektem miałoby być ukształtowanie się organizmu paraludzkiego (takich wczesnych hominidów). Wystarczy, że na tym etapie zainterweniował Bóg dodając w pewnym momencie podmiotowości egzystencjalne osoby i życia nadprzyrodzonego, oczywiście na mocy stwarzania. Dlatego nawet z filozoficznego punktu widzenia konieczne się staje przyjęcie stwórczej aktywności Boga. Uważam zatem, że teza, iż człowieka stwarza Bóg jest oczywista. Bóg stwarza człowieka jako osobę i życie w porządku egzystencjalnym, czyli w zakresie istnienia wyposażonego w podmiotowość osoby i życia nadprzyrodzonego. Z kolei cała reszta realności esencjalnej (z porządku naturalnego stawania się) jest już przyczynowana przez podmiotowości egzystencjalne. Aktywność osobowa przyczynuje wyposażenie duchowe (władze duszy), zaś aktywność życia przyczynuje wyposażenie organizmu żywego, wykorzystując oczywiście ewolucyjny rozwój przyrodniczy.

To pokazuje, że cała sfera określana mianem natury człowieka nie jest w ogóle samodzielna, lecz pozostaje zależna przyczynowo i pod względem działania od sfery egzystencjalnej, czyli podmiotowości istnienia. Żadne inne rozwiązanie nie wchodzi w rachubę. Ludzka natura nie ma zdolności ani własnej mocy, żeby mogła podejmować realne działania. Ani władze duszy nie są w stanie działać samodzielnie, gdyż są tylko możliwościami działania ( takimi narzędziami wykonawczymi), ani nasza cielesność nie działa samodzielnie, gdyż narządy cielesne są poruszane i napędzane przez doskonalszą przyczynę, która ma moc koordynowania wszystkich poczynań cielesności, inaczej działania różnych narządów pozostawione same sobie mogą doprowadzić jedynie do destrukcji, czyli zgonu.

Trzeba więc przyjąć, że do tego, żeby natura człowieka mogła działać w całej pełni w sposób skoordynowany potrzebna jest i konieczna aktywna podmiotowość egzystencjalna. Wydaje mi się, że właśnie o to chodziło Kierkegaardowi, gdy odróżniał esencję i egzystencję. A to ostatecznie oznacza, że dzięki podmiotom egzystencjalnym (podmiotowi osoby i życia) na poziomie esencjalnym (w zakresie natury) możliwa jest współpraca duchowości z cielesnością i odwrotnie (współdziałanie w obie strony). Ta współpraca jest możliwa dzięki pewnemu rodzajowi współzależności. Otóż duchowa uczuciowość jest przyczynowana i aktywowana przez własność piękna. W sferze egzystencjalnej piękno jest najbardziej zbliżone do życia, a może nawet współdziała z życiem. Dlatego gdy w uczuciowości rodzi się przeżycie piękna, to możemy przyjąć, że to przeżycie dotyczy od razu pięknego życia (piękna, jakie niesie ze sobą życie). Na tej zasadzie główne uczucia radości i nadziei odnoszą się w pierwszym rzędzie do naszego ludzkiego życia (również w wymiarze biologicznym), skoro życie biologiczne jako działanie organizmu żywego także zależy od życia egzystencjalnego (nadprzyrodzonego). Duchowa nadzieje odnosi się zatem do różnych aspektów naszego życia. Mamy nadzieję na lepsze życie. Mamy nadzieję na zrodzenie nowego życia. Mamy wreszcie nadzieję na życie wieczne. Podobnie wygląda sprawa z radością. Radość dotyczy życia. Ludzkie życie wywołuje duchową radość. Cieszy nas każde nowonarodzone życie. Cieszy nas dobry stan naszego życia, czyli zdrowie. Cieszy nas zdrowie i życie najbliższych. To wszystko razem pokazuje, że nasza uczuciowość jest zasadniczo nastawiona na przeżywanie życia. To jest jej pierwsza i główna rola. Dopiero w momencie, gdy uczuciowość straci kontakt z osobowym pięknem i z upodobaniem piękna jako aktem osobowym, wtedy odwraca się od popierania życia i zniża się do poziomu poszukiwania i przeżywania przyjemności. Ale jest to fakt upadku i poniżenia się naszej uczuciowości, która utraciła wewnętrzną moc przeżywania piękna. Nie bez powodu w języku polskim nadmierne podążanie za przyjemnościami jest nazywane brzydotą moralną.

Dlatego dla człowieka, zwłaszcza człowieka młodego, tak ważne jest przeżywanie piękna i duchowy kontakt z pięknem (pięknymi rzeczami). Młody człowiek powinien być zafascynowany pięknymi rzeczami, a tym bardziej pięknem osobowym, ponieważ bez tego nie rozwinie swojej uczuciowości. A przecież wiadomo, że uczuciowość kształtuje się w młodym wieku. Dlatego rodzice muszą zadbać o uczuciowość dziecka. 

7 lipca 2025

Jak powstają i od czego zależą stosunki społeczne?

Zastanawiam się, jak powstają i od czego zależą stosunki społeczne? W związku z tym postanowiłem zbadać, jak to się kształtowało historycznie w naszym kraju / w Polsce. Odwołam się do dwóch historycznych przykładów rozwoju społecznego (wspólnoty wiejskiej i wspólnoty miejskiej). Pierwszym przykładem będzie naturalna wspólnota lokalna (wspólnota wiejska).

Człowiek ma swoje potrzeby (konieczne wymagania) związane z ludzką naturą. Te potrzeby człowiek musi zaspokajać (sobie sam) poprzez własne działanie. Ale żaden człowiek nie jest w stanie ogarnąć wszystkich niezbędnych działań. Dlatego już od początku doszło do współpracy w ramach zaspokajania potrzeb naturalnych. Taka współpraca odbywała się w obrębie wspólnot lokalnych, które powstawały w celu ułatwienia uczestnikom koniecznych działań. Potrzeby cielesne -- czyli pożywienie i okrycie ciała -- były realizowane dzięki wspólnie prowadzonej gospodarce rolnej i hodowlanej. Budowa domów (budynków mieszkalnych) była dokonywana przez fachowców w zakresie obróbki drewna i kamienia. Tak funkcjonowały u nas wspólnoty wiejskie. Możemy założyć, że przez całe wieki (właściwie do dziś) takie wspólnoty zapewniały ludziom przyzwoite warunki do życia (chociaż raz bywało lepiej a raz gorzej). 

Oczywiście w tych wspólnotach wiejskich rozwijały się relacje i stosunki społeczne. Polegało to na wzajemnym poszanowaniu uczestników, czego efektem była współpraca. Takie stosunki sąsiedzkie objawiały się wzajemną pomocą w dowolnych sprawach. U nas w Polsce mówiło się o "stosunkach dobrosąsiedzkich". To oznaczało, że ludzie byli sobie przyjaźni, znali się na co dzień, i dlatego łatwo im było współpracować i pomagać sobie nawzajem. Możemy się domyślać, że to wszystko razem tworzyło dobre stosunki społeczne. Należy dodać, że chodzi o niejako naturalne stosunki społeczne

Victor Hansen w swojej książce zwrócił uwagę, że patrząc od strony języka (opisującego symbolicznie stosunki społeczne) można przyjąć, że taki język ukształtował się właśnie w obrębie lokalnych wspólnot rolniczych. Nie jestem pewien, czy chodziło mu o prawdziwe i realne stosunki społeczne, czy może już o zależność pomiędzy właścicielami ziemskimi a przypisanymi do ziemi chłopami. Obstawiałbym raczej to pierwsze.

Drugim przykładem jest wspólnota miejska. W pewnym momencie historycznym zaczynają pojawiać się miasta. Otóż miasta powstawały na podstawie określonego prawa, co oznacza, że taka wspólnota była ustanowiona i ukształtowana przez przepisy prawne. Należy więc wyraźnie stwierdzić, że wspólnota miejska nie była wspólnotą naturalną, jak pierwotna wspólnota wiejska, lecz stanowiła wspólnotę stwarzaną niejako sztucznie na podstawie ludzkiego pomysłu. Dlatego w tym wypadku od razu pojawiała się władza zwierzchnia i zależność od tej władzy. W mieście mogli zamieszkiwać ci, których stać było na opłacenie pobytu i pozwolenia na działalność. Na początku zamieszkiwali miasto rzemieślnicy, którzy pracowali na własną rękę, ale swoje produkty musieli sprzedać komuś bogatemu (urzędnikom lub dowódcą wojskowym). Taka robota dotyczyła rzeczy potrzebnych w wojski, a na dalszym etapie rzeczy potrzebnych dla Kościoła lub okolicznych możnowładców świeckich. Rzemieślnicy (jako fachowcy w różnych dziedzinach produkcji) otrzymywali za swoją robotę wynagrodzenie pieniężne, co zapewniało im opłaty na wydatki miejskie oraz inne usługi zaspokajające potrzeby życiowe. W mieście trzeba było płacić za dostarczanie żywności, za ubranie, za mieszkanie. 

Możemy stwierdzić, że powstanie miasta stanowi moment narodzin nowożytnego systemu społecznego, w którym istotą życia społecznego (życia politycznego) staje się przepływ i krążenie pieniądza. Po raz pierwszy mamy do czynienia z obiegiem produkcyjnym i usługowym, który jest oparty na przepływie pieniądza. Dlatego też pojawiają się bankierzy. W tej sytuacji pieniądz staje się niejako zasadą gospodarczą, która stymuluje powstawanie i rozwój nowych przedsięwzięć. W związku z tym stosunki społeczne nabierają charakteru komercyjnego i relacje międzyludzkie przestają być bezinteresowne.

To wszystko razem, co dotyczyło poszczególnych mieszkańców tworzyło całkiem nową wspólnotę społeczną opartą na przepływie i wymianie kwot pieniężnych (na zakupach finansowych). Dlatego we wspólnocie miejskiej zupełnie inaczej kształtowały się relacje i stosunki społeczne. Co więcej, możliwość zarobku i opłat na realizację potrzeb życiowych stwarzało całkiem nowe podejście do działania ludzi. Człowiek przestał być ograniczony do podejmowania ciągle tych samych działań gospodarczych. To powodowało, ze ktoś aktywny mógł tworzyć własne pomysły i wytwarzać dowolne dzieła, które przez to nabierały charakteru twórczego (w ten sposób pojawia się technika i sztuka). Mamy więc moment przejścia od działań naturalnych (związanych ściśle z naturą świata i człowieka) do zupełnie nowej działalności kulturowej, która staje się tworem czysto ludzkim. Tak więc powstanie wspólnot miejskich umożliwiło tworzenie dzieł kultury na coraz większą skalę. Do dzisiaj możemy oglądać wspaniałe dzieła w wielu miastach.

22 czerwca 2025

Zdrada psychologii pozytywnej

W ujęciu psychologii pozytywnej szczęście jest utożsamiane z dobrostanem rozumianym jako pozytywne samopoczucie i ogólna satysfakcja ze swojego życia. Przedstawiciele tego nurtu zajmują się między innymi badaniami nad tym, w jaki sposób można potęgować pozytywne emocje i trwale podnosić poziom dobrostanu.

Psychologia pozytywna zastosowana na gruncie ekonomicznym postulowała doceniania poczucia przez pracowników szczęścia. Ale psychologia tak naprawdę nie wie, czym jest szczęście człowieka. Dlatego ocenę szczęśliwości sprowadzana na poziom odczuwania zadowolenia. Stąd takie podejście zastosowane w zakładach pracy skupiało się na epatowaniu ludzi sprawą ich zadowolenia z życia i pracy zawodowej. 

Od jakiegoś momentu pracodawcy, a następnie także politycy (Blare, Sarkozy, czy ministra szczęścia (sic) ZEA) zaczęli mówić o dążeniu do zadowolenia i dobrostanu pracowników i obywateli, ponieważ okazało się, że zadowolenie pracowników sprzyja efektywności wykonywanej pracy. Zadowoleni ludzie pracują po prostu lepiej. 
Jednak na gruncie politycznym takie podejście powodowało kłopoty. Ponieważ ludziom na wszystkich poziomach społecznych zaczęto wmawiać, że powinni być zadowoleni ze swojego życia. Ale okazało się, że zadowolenie vel pragnienie szczęścia nie idzie w parze z rozwijaniem relacji społecznych. Dążenie do samozadowolenia zupełnie nie sprzyja tworzeniu racjonalnych relacji społecznych, skoro nie da się pogodzić zadowolenia (czy szczęścia) wszystkich obywateli, albo nawet tej części, która kontaktuje się ze sobą.

Dziś widzimy, do czego doprowadziło takie psychologiczne poszukiwanie szczęścia i zadowolenia wśród ludzi. Bo jeśli wymaga się od ludzi racjonalnych zachowań społecznych, to okazuje się, że takie wymaganie godzi w samozadowolenia konkretnego człowieka i od razu oburza się on na taką ocenę swojego zachowania. Ponadto takie podejście wytworzyło emocjonalne podejście do oceny życia w społeczeństwie (albo w danej grupie), co oczywiście zaczęło powodować wzrost radykalnych emocji społecznych. Elity zaczęły nienawidzić populistów, a z kolei zwykli ludzie zaczęli hejtować celebrytów. Stąd mamy dziś chaos emocjonalny w społeczeństwie.

Ponadto takie podejście psychologiczne (pragnienie szczęścia pod postacią zadowolenia) doprowadziło do wzrostu i dominacji bezstresowego wychowania. Nie ważne jest pokonywanie trudności życiowych, lecz najważniejsze jest samozadowolenie każdego człowieka (przede wszystkim dziecka) z tego, co robi. I to spowodowało destrukcję i rozbicie realnych i racjonalnych relacji społecznych (także rodzicielskich). Bo nie wolno stresować dzieci i zabraniać im głupich zachowań. Najważniejsza jest całkiem swobodna samorealizacja. Ale to dopuszcza brak zasad (etycznych czy moralnych) w życiu społecznym. 

Należy mieć świadomość, że zadowolenie psychiczne człowieka ze swojego działania nie prowadzi wcale do podjęcia działania moralnego lub przynajmniej etycznego. A już dzieje się tak na pewno, kiedy zadawalające działanie będzie skutkować doznaniem przyjemności. Bowiem poczucie przyjemności daje człowiekowi jedynie chwilowe zadowolenie, lecz gdy to zadowolenie szybko mija, wtedy człowiek szuka szybko nowych przyjemności. A to już jest prosta droga do uzależnienia przy własnym samozadowoleniu. Już Arystoteles przestrzegał przed tym postulując posłużenie się umiarkowaniem. Taki umiar był dla niego konieczną zasadą etyczną potrzebną dla opanowania emocji psychicznych. Otóż postawienie wyłącznie na zadowolenie emocjonalne przy założeniu wolności działania prowadzi do skrajnych zachowań człowieka, co ostatecznie może skutkować nawet chęcią samobójczą, gdy emocje podejmują walkę z prawdziwą realnością człowieka (realnością życia).