Pan Wróblewski w podcaście #WWR206, aby opisać nową sytuację, posłużył się określeniem merkantylizmu. W internecie znalazłem takie wyjaśnienie: Merkantylizm to system poglądów ekonomicznych i polityka państwa z wczesnego okresu nowożytności (XVI-XVIII wiek), którego celem było wzbogacenie państwa poprzez maksymalizację zysków z handlu zagranicznego. Zdaniem autora sytuacja polityczna powraca do nacjonalizmu gospodarczego. A to oznacza, że skończyła się zależność gospodarki od polityki, i teraz gospodarka będzie rządziła polityką. To powoduje, że pojawiają się nowe dogmaty gospodarcze, powstaje nowa architektura społeczna oraz nowa architektura geopolityczna. Autor przywołuje pogląd F. Lista, który pisze, że merkantylizm jako system handlowy i przemysłowy dał państwom Europy podstawę potęgi politycznej. I dodaje, że bez protekcjonizmu żaden naród nie mógłby rozwinąć swego przemysłu ani też uzyskać niezależności, która jest warunkiem jego bytu. Widzimy, że dzisiaj gospodarka będzie służyć celom politycznym. Staje się więc dźwignią do tworzenia potęgi politycznej, co najlepiej zadziałało w Chinach.
Dlaczego upada dotychczasowy liberalny porządek polityczny? Przecież wydawało się, że liberalna demokracja będzie trwała wiecznie (patrz koniec historii). Zdawało się, że po trudnych doświadczeniach wojennych zapanował już złoty czas dobrobytu. Zachód pod wodzą Stanów Zjednoczonych prowadził prawdziwą ekspansję przemysłową. Przewaga finansowa Stanów podbijała cały świat (zwłaszcza nowe rynki handlowe). Ameryka tworzyła swój porządek instytucjonalny, dzięki czemu wszyscy uczestnicy składali się na umacnianie potęgi amerykańskiego hegemona. Liberalny ład demokratyczny stawał się ugruntowaniem amerykańskiej hegemonii. Co więc zawiodło?
Zawiodło oczywiście polityczne myślenie. Myślenie rozwijane wbrew poznaniu i rozumieniu rzeczywistości. Wydawało się myślicielom, że znaleźli rozwiązanie na wieki. Ameryka rozwijała się dzięki liberalnej demokracji (która -- trzeba pamiętać!!! -- powstawała w tradycyjnych warunkach społecznych, gdzie rządziły wartości etyczne i moralne). Dodatkowo stworzono odpowiednie instytucje międzynarodowe, które miały pilnować dominacji Stanów i ich mocarstwowej polityki. Lecz okazało się, że te instytucje zostały stopniowo przejmowane przez lewicowych aktywistów (w myśl poglądów Gramsciego). To spowodowało destrukcję tych instytucji, bo zaczęły kierować się pomysłami ideologicznymi.
Poszukując innego wyjścia amerykańskie elity wpadły na pomysł, że panowanie gospodarcze i polityczne Stanów da się utrzymać dzięki globalizacji. Uważano, że z jednej strony instytucje finansowe i handel zdołają preferować rozwiązania liberalnej demokracji, zaś z drugiej strony wierzono, że globalizacja handlu i rozwoju gospodarczego zapewni rozwój liberalnej demokracji w całym świecie (jako to, co najlepsze -- nie ma lepszego ustroju politycznego). Okazało się to grubą naiwnością, primo że instytucje mogą tworzyć odpowiedni porządek społeczny i polityczny (jest wprost odwrotnie), i secundo że ekonomiczna globalizacja spowoduje przyjęcie przez wszystkie państwa liberalnej demokracji (czyli polityki Stanów).
Te pomysły okazały się porażką USA, gdyż globalizacja rozwinęła gospodarki innych dużych państw (Chiny, Indie, Rosja), natomiast instytucje międzynarodowe opanowane przez lewackich komunistów zwróciły się przeciwko Stanom. W związku z tym rola polityczna Stanów bardzo zmalała, bo trzymają się jeszcze dzięki ekonomii finansowej. Jednak produkcja pustego pieniądza nie ma realnej siły oddziaływania, gdyż należy inwestować w realne rozwiązania przemysłowe. Nawet technologie medialne nie mają siły globalnego oddziaływania, bo nie wszyscy ludzie latają ze smartfonami.
Trzeba zapytać, co było nie tak w liberalnej demokracji, że nie zdobyła ona popularności na świecie? Otóż już Arystoteles przestrzegał, że każdy ustrój polityczny (wymieniał trzy -- jedynowładztwo/królestwo, arystokrację/ demokrację) może się rozwinąć pozytywnie, ale może się zdegenerować negatywnie. Królestwo może stać się tyranią, arystokracja oligarchią, zaś demokracja przekształci się w chaos i anarchię. Cóż się stało z liberalną demokracją? Okazało się, że dziś przekształciła się ona w oligarchię elit panujących. Rozbuchane instytucje stworzyły zbiurokratyzowaną kastę posiadającą pod kontrolą wszelkie decyzje polityczne i społeczne. W trakcie rządów partyjnych powstały elity polityczne, które przypisywały sobie jedynie słuszną wiedzę polityczną (skupioną na zdobywaniu władzy). Elity posiadające władzę ogarnęła zwykła ludzka pycha, że władza ma zawsze rację. Dlatego te elity usztywniają swoje reguły, prawa i instytucje. Instytucje państwowe i międzynarodowe stają się jednocześnie ekspertami, arbitrami i nawet policjantami w systemie politycznym liberalnej demokracji. Ostatecznie liberalne instytucje stały się hamulcem rozwoju ekonomicznego i politycznego. Dlatego liberalne instytucje przestały być dla państw na świecie punktem odniesienia. Natomiast elity na gwałt wołają, że liberalizm to jedyny gwarant demokracji. Ci, co myślą inaczej, są wrogami demokracji, czyli populistami (a przecież populiści wyrażają interesy ludu, który miał być władcą demokracji). Niestety okazuje się, że liberalna demokracja to rządy elit powstających na bazie wolności i równości. Dlatego ja nazywam to oligarchią elit.
Pan Wróblewski uważa, że powstający neomerkantylizm jest odpowiedzią na bankructwo liberalnej demokracji, bo w dobrze prosperującym państwie konieczna jest realna kontrola gospodarcza. Na tym właśnie wygrywają dzisiaj nowe mocarstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz