Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna. Kościół jest
szafarzem sakramentów, co oznacza, że jest także szafarzem łaski. Ale to Bóg
udziela człowiekowi łaski. Człowiek otrzymuje łaskę Bożą za pośrednictwem
Kościoła, Kościół bowiem pełni posługę sakramentalną i dzięki temu ludzie mogą
przyjmować łaskę.
Kościół jakby dysponuje łaską.
Dysponuje nią jako wspólnota skupiona wokół Boskiej Osoby Chrystusa. Kościół
otrzymał moc sakramentalną od Chrystusa. Ta moc ogarnia całą wspólnotę
Kościoła. Kościół działa więc jako osobowa wspólnota, bo stąd płynie jego moc.
Właśnie tego dotyczy powszechność Kościoła. Wspólnotowa powszechność Kościoła
jest gwarancją daru łaski. Oczywiście ta wspólnotowa powszechność oznacza
łączność z Chrystusem. Ta osobowo-wspólnotowa łączność jest gwarancją mocy
sakramentalnej.
Ale jak to jest? Czy Kościół może
stracić łączność z Bogiem? Jako powszechna wspólnota raczej nie, ale jako jakaś
lokalna wspólnota chyba tak. Jak więc wygląda sprawa, gdy lokalny Kościół
anglikański swoją głową uczynił bezbożnego Króla? Czy taki Kościół zachował
łączność z Bogiem (Chrystusem), czy ją stracił? A jak wygląda reformacyjna
zasada książąt niemieckich – cuius regio
eius religio. Czy Kościół nie przechodzi wówczas pod panowanie władzy
świeckiej? W obu przypadkach mamy do czynienia z zawłaszczeniem Kościoła przez
państwo (władzę państwową).
Otóż dzisiejsza „demokracja” chce
całkowitego oddzielenia Kościoła od państwa. Państwo powinno być świeckie,
czyli bezreligijne albo nawet ponad-religijne, co może oznaczać, że państwo nie
potrzebuje już religijnego wsparcia swojej władzy. Państwo demokratyczne musi
zatem czerpać swoją prawomocność władzy z wolnych i niezależnych wyborów. Ale
podczas wyborów okazuje się, że głosuje 48-56% uprawnionych. Z tego głosy
rozkładają się na dwie lub kilka partii. Wygrywająca partia otrzymuje najwyżej
37% oddanych głosów, co daje ogólny wynik 20% uprawnionych do głosowania
obywateli, czyli 1/5 dorosłego społeczeństwa. Kto zatem decyduje o państwie w demokracji?
Jasno widać, że mało znacząca mniejszość.
Trzeba jednak pamiętać, że
religia, podobnie jak moralność, nie jest kwestią wyborów politycznych (no
chyba, że dla poszczególnych polityków). Obywatele są i pozostają moralni i
religijni nie z powodu wyborów politycznych, ale z powodu wyborów życiowych.
Każdy osobiście albo chce być człowiekiem moralnym i religijnym, albo nie.
Dzisiaj polityka odbiera człowiekowi możliwość takiego wyboru. Jeśli państwa ma
być bezreligijne, to jego obywatele również powinni pozostawać poza religią,
czyli stać się bezreligijnymi. Dotyczy to zwłaszcza urzędników państwowych. A
to oznacza już, że ludzie musieliby się wyrzec swojego osobowego
człowieczeństwa.
Człowiek jest przede wszystkim
osobą. Jako osoba człowiek żyje moralnością i religijnością. Jeśli człowiek
wyrzeknie się moralności lub religijności, to tak jakby wyrzekł się własnej
osoby. Jest to zdrada samego siebie, czyli zdrada własnego człowieczeństwa. Dla
człowieka życie bez religii i moralności nie ma sensu, bo wtedy staje się
jedynie myślącym robotem. Dziś naukowcy marzą o stworzeniu myślącego robota,
ale chyba bliższe i łatwiejsze wydaje się rozwiązanie polityczne, żeby zmienić
osobowego człowiek w myślącego robota. Niestety jest to przerażające, lecz do
tego wystarczy umiejętność sterowania ludzkim myśleniem. Nie potrzeba do tego
prawdy albo ciężkiej pracy filozoficznej. Dużo łatwiej sterować ludzkim
myśleniem przy pomocy ładnie sformułowanego kłamstwa i oszustwa. Myślenie nie
potrzebuje prawdy o tym, co realne, ono potrafi doskonale tworzyć własne
utylitarne prawdy, czyli poprawne poglądy polityczne (polityczna poprawność).
Trzeba tylko sprawić, żeby myślące roboty słuchały i przyjmowały „prawdę
polityczną”, czyli to, co głoszą polityczni ideologowie. A wtedy politycy będą
mogli ogłosić, że stworzyliśmy nowy
wspaniały świat. Będzie to świat ludzi zgodnie myślących, a ich myślenie
będzie zgodne z pomysłami politycznymi. Nie będzie potrzeba przemocy lub
przekupstwa, wystarczy stosowana na okrągło propaganda medialna. Coś wam to
przypomina?
Przecież twórcy propagandy
uważali, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Jako filozof
odpowiem na to, że kłamstwo nigdy nie stanie się prawdą, ale niestety może się
stać powszechnie obowiązującym poglądem. I o to właśnie chodzi. Polityków nie
obchodzi dziś żadna prawda. Liczą się tylko powszechnie obowiązujące poglądy.
Na tym polega polityczna poprawność. Dzisiaj również nauka nie poszukuje już
żadnej prawdy, ona bada, jak sprzedać i narzucić ogólnie obowiązujące poglądy.
Świat ogarnęło myślenie, przede wszystkim polityczne myślenie. Ja ukułem taką
sentencję: Nic tak nie ogłupia człowieka
jak polityczne myślenie.
Widzimy więc wyraźnie, że
demokratyczne państwo usuwając ze swojego zakresu religię jednocześnie odbiera
ludziom osobowe człowieczeństwo. Prowadzi to do destrukcji wszelkich więzi
wspólnotowych, które są oparte na relacjach osobowych. Dlatego deprecjonuje się
społeczne znaczenie rodziny i narodu. Wszelkie działania wspólnotowe nastawione
na realizację dobra wspólnego zostają zastąpione przez wymyślone działania
instytucjonalne, co skazuje obywateli na bycie petentem lub klientem takich
instytucji. Powstaje w ten sposób społeczeństwo ludzi oderwanych od
wspólnotowej łączności i osobowej realności, którym narzuca się powszechnie
panujące poglądy i opinie. Zagubiony człowiek przyjmuje to, co oferuje mu
władza polityczna bądź działające instytucje publiczne. To nazywa się
polityczną wolnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz