Trzeba odbudować wspólnotę
narodową. Ale do tego nie nadaje się ustrój demokratyczny (cała ta
demokratyczna polityka). Demokracja jest bowiem walką interesów. Aby uratować
naszą polską społeczność konieczna jest medialna kampania na rzecz prawdy o
człowieku, prawdy o rodzinie, czy wreszcie prawdy o narodzie. Lecz dziś media
sprzysięgły się przeciw temu. Media jak ognia boją się słowa prawdy.
Tylko wspólnota narodowa może
opowiedzieć się za dobrem wspólnym i działać na rzecz dobra wspólnego. Dobro
wspólne nie jest wypadkową różnych interesów grupowych lub indywidualnych.
Dobro wspólne jest w stanie wypracować jedynie osobowa wspólnota. Tego nie
nauczy nas, ani nie załatwi partyjna polityka, która kieruje się interesem
partyjnym, czyli interesem małej grupy trzymającej władzę. Tego ludzie powinni
się uczyć i ćwiczyć u podstaw, czyli w rodzinie, która stanowi podstawową
wspólnotę osobową.
Staje przed nami ważne pytanie,
jak stworzyć odpowiednie przedstawicielstwo narodu? Nie zapewni nam tego system
partyjny, ani partyjne wybory do Sejmu lub Parlamentu. Jednak z drugiej strony
nie da się stworzyć jednoznacznego przedstawicielstwa, gdyż to musiałoby być
referendum świadomych znaczenia tej sprawy obywateli. Obecne wybory są
zdominowane przez system partyjny, czyli wąskie partie polityczne. Żadna partia
nie jest i nie może być wyrazem lub przedstawicielem woli narodu. Swoją wolę
naród może wyrazić co najwyżej poprzez pracę zawodową – pomnażając dochód
narodowy (obecnie PKB).
Ale kto ma to rozliczać i
oceniać? Kiedyś ustanowiono władzę królewską (jedynowładztwo, czyli monarchia).
U nas obywatele (szlachta) wybierali i zatwierdzali króla. Król miał stać na
straży dobra narodowego. Król władał całym krajem i państwem, ale różne
obowiązki powierzał urzędnikom królewskim (czyli państwowym).
Czy jeden człowiek może zadbać
lepiej o interes państwowy niż wybrani liczni przedstawiciele? Wydaje się, że
do pełnienia tego zadania łatwiej przygotować jednego człowieka niż wykształcić
sprawiedliwą i mądrą elitę, czyli sprawną arystokrację.
Kiedyś Norwid pisał, że ojczyzna
to zbiorowy obowiązek. Dzisiaj wszyscy będą trąbić o służbie dla ojczyzny. Lecz
jeśli to ma być szlachetny obowiązek, to wymaga całkowitego poświęcenia spraw
prywatnych. Kogo na to stać, przecież wydaje się to wprost niemożliwe. Nie
widać na horyzoncie politycznym ludzi aż tak szlachetnych.
Władza polityczna wymaga mocy
sprawczej. Ale taką moc posiada tylko Bóg, dlatego dawniej sprawowanie władzy
podpierano bardzo wątpliwą tezą, że władza pochodzi od Boga. Dziś słyszymy
wypowiedz, że głos ludu jest głosem Boga. Niestety Bóg przemawia do nas jedynie
poprzez wyjątkowe jednostki. To nie ma nic wspólnego z głosem ludu. Dlatego
najczęściej władza sama uzurpuje sobie moc sprawczą.
Otóż można podejrzewać, że taką
moc sprawczą posiada właśnie naród, dzięki swej pracy i działaniu. To jest
jedyna sprawcza moc polityczna, lecz tego nie da się ująć w żadną formułę lub
strukturę władzy (w żaden ustrój polityczny). Przecież to naród pracuje, a
władza ma jedynie pozwolić na swobodne działanie w ramach prawa i umiejętnie
określać zakres działania, czyli zarządzać rozwojem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz