Człowiek współczesny niezwykle
rzadko sięga po doświadczenie wewnętrzne, czyli zapomina o aktach osobowych.
Wydaje się, że kiedyś dawniej doświadczenie aktów sumienia było raczej
powszechne. Oznaczało to, że większość ludzi doświadczała sumienia i jego skutków,
dlatego podejmowała czyny dobra kierując się osobowym dobrem. Chyba podobnie
działo się z aktami kontemplacji, chociaż ludzie nie mieli w tym zakresie
żadnej wiedzy, że chodzi o akty osobowej prawdy. Raczej doświadczali już samych
skutków kontemplacji, w postaci słowa prawdy i dlatego byli prawdomówni.
Kłamstwo traktowano jako niegodne szlachetnego człowieka. Ludzie starali się
mówić prawdę, choć o pewnych sprawach nie mówili w ogóle.
Wszystko to razem było efektem
rzeczywistego wychowania w rodzinie, bo tylko w rodzinie człowiek mógł
doświadczyć osobowej głębi człowieczeństwa. Toteż człowieka jako osobę
traktowano z wielkim szacunkiem. Dzisiaj sytuacja uległa radykalnej zmianie. Porzucono
ideał osoby ludzkiej, ponieważ nauka i naukowcy uważają, że człowiek powstał na
drodze ewolucji, a w tym przypadku nie ma mowy o osobie ludzkiej.
Powszechnie przyjmuje się, że
człowieka określa albo wprost konstytuuje wolność i myślenie. To też są
zdolności przeczące ewolucji człowieka, ale tym nikt się już nie przejmuje.
Wolność pozostawia się człowiekowi w sprawach prywatnych, natomiast myślenie
zdominowało dzisiaj sprawy społeczne, ponieważ w tzw. demokratycznym
społeczeństwie wszystko dzieje się w sposób instytucjonalny. Te instytucje są
przecież pomysłem człowieka. Człowiek, czy właściwie ludzka jednostka, powinien
nieustannie myśleć – najpierw w szkole o swoim wykształceniu, potem gdy uzyska
prawa obywatelskie o wyborze odpowiedniego zawodu, a na koniec, gdy już
pracuje, o swoim zawodowym sukcesie. Myślę,
więc jestem dobrym obywatelem.
W życiu społecznym nie ma miejsca
na osobowe doświadczenie wewnętrzne, na poznawanie godności albo oglądanie się
na moralność opartą na tej godności, czyli na uznaniu osobowej prawdy i
osobowego dobra. Liczy się tylko użyteczność dla państwa dobrego obywatela
(użytecznego dla państwowych struktur instytucjonalnych). Co więcej, wmawia się
obywatelom, że to jest pełnia ich szczęśliwości. I ludzie w to wierzą, wierzą
coraz bardziej. Czasami tylko odbije jakiemuś wrażliwemu artyście (np.
Kukizowi), który marzy o humanizacji, czyli uczłowieczeniu, polityki państwa.
Ale to są zrywy na krótką metę. Machina instytucjonalna jest bezduszna i jak
śpiewał poeta – „przyjdzie walec i wyrówna”.
Człowiek uwikłany w polityczne
myślenie nie zdoła się przeciwstawić instytucjonalnej machinie. Może jednak
sięgnąć po władzę, żeby narzucić innym swoja wolę mocy (chęć rządzenia). Będzie
wtedy działał w zgodzie ze swoim myśleniem, czyli całkowicie egoistycznie. Mówi
się, że polityka jest sztuką równoważenia ludzkich egoizmów. To jednak zdaje
się być diabelska sztuczka. Rozbuchanych egoizmów nie zdoła powstrzymać
polityczne myślenie.
Egoizm ludzki może wyleczyć tylko
doświadczenie aktów osobowych. Doświadczenie i przyjęcie w duszy aktów
kontemplacji i sumienia. Żeby stworzyć podwaliny pod budowę wspólnoty osobowej,
czyli jedynego środowiska, w którym nie ma miejsca na egoizm, ludzie muszą
doświadczyć godności osobowej. Doświadczyć jej w sobie a jednocześnie w drugim
człowieka albo najpierw w drugim człowieku a potem w sobie. To powinno być
doświadczenie obecności kochającej osoby. Taką współobecność przeżywamy
najpierw w rodzinie. I to tam zaczyna się nasze wychowanie i rozwój osobowy.
Nie ma innej drogi do pełni człowieczeństwa. Możemy wymyślać nowego człowieka, ale to będzie zawsze
Frankenstein.