Wolność (także wolność
obywatelska) stanowi jedynie możliwość działania. Jednak w oparciu o samą
możliwość działania nie da się stworzyć, ani zbudować niczego pozytywnego.
Tutaj potrzebna jest realna siła twórcza. Nawet wolność artystyczna wymaga
dodatkowego wsparcia ze strony tych zasad lub czynników, które pobudzają
konkretne działania. Otóż realne działanie nie bierze się z samej czystej
wolności jako możliwości działania, ale musi posiadać realną przyczynę. Dla
lepszej ilustracji takiej sytuacji można przywołać bajkę Buridana o osiołku,
który z powodu wolności wyboru nie wiedział, co wybrać i umarł z głodu. Okazuje
się, że tu potrzebna była silna chęć czy pragnienie jedzenia a nie wolność
wyboru, bo to napędza konkretne działanie.
Dlatego powinniśmy mieć
świadomość, że walcząc o wolność, walczymy jedynie o możliwość swobodnego
działania, ale to nie znaczy, że sama wolność zapewni nam prawidłowe lub
słuszne działanie. Do takiego rzeczywistego działania potrzeba pewnej realnej
siły lub mocy sprawczej, którą w filozofii moralnej (czyli w etyce) określano
mianem virtus – jako cnotę (czyli sprawczą siłę) prowadzącą do prawego i
słusznego działania.
W związku z tym trzeba zapytać,
skąd człowiek może czerpać taką siłę? Czy z samego poznania, czy z samego
działania? Czy z tradycji na zasadzie zwyczaju lub przyzwyczajenia? Czy na mocy
jakiegoś autorytetu lub obowiązującego prawa? Nie jest łatwo odpowiedzieć na te
pytania. Problem wydaje się być znacznie szerszy. Zawiera się w pytaniu, jak w
ogóle uczymy się właściwie działać? Jeśli chcemy mówić o wychowaniu człowieka,
to powinniśmy spróbować odpowiedzieć na to pytanie. Czy dzieje się to na
zasadzie przykładu lub współdziałania, gdy podglądamy czyjeś działanie i
staramy się je powtórzyć. A może dzieje się to na zasadzie akcja-reakcja, jak
postulował behawioryzm?
Otóż wydaje się, że w samym
człowieku musi tkwić jakaś siła sprawcza, która popycha go do działania.
Przecież człowiek nie działa jedynie jako pobudzany z zewnątrz. Żaden człowiek
nie działa też na rozkaz. Człowiek jest skłonny do działania sam z siebie. Coś
więc popycha go od wewnątrz. Filozofia już w starożytności łączyła tę sprawę z
ludzką duszą, której przypisywano zdolność do samoporuszania się. Dusza
człowiekiem porusza. Takie rozwiązanie problemu wydawało się najprostsze i
oczywiste. Ale to wymagało jednocześnie uznania duszy za siłę sprawczą. Jasne
było to, iż przyznawano jej przede wszystkim moc ożywczą, gdyż dusza miała
ożywiać – no właśnie co ożywiać – ożywiać ciało, a nie całego człowieka. Dusza
poruszała więc ciałem, lecz takie pojmowanie sprowadzało człowieka do poziomu
żywego organizmu, czyli jak twierdził Arystoteles – rozumnego zwierzęcia. To
oznacza jednak naturalistyczną wizję człowieka, która sprowadza się do uznania
go za twór przyrody (albo Natury).
W takim przypadku należałoby
przyjąć, że człowiek uczy się działania albo na zasadzie tresury i nawyków
(utrwalonych sposobów działania), albo na zasadzie behawiorystycznego schematu
bodziec-reakcja. Oczywiście w historii funkcjonowały takie teorie wychowania. W
filozofii sformułowano tezę, że natura działa w jeden określony sposób,
natomiast człowiek może działać na wiele różnych sposobów. Tę odmienność
ludzkiego działania tłumaczono jako efekt rozumności. Człowiek działa więc w
sposób rozumny, czyli na zasadzie poznania rozumowego albo myślenia, co
radykalnie wykracza poza możliwości rozwoju naturalnego (natury). Jeśli
pójdziemy tym tropem, to można stwierdzić, że człowiek działa w sposób
ponadnaturalny, czyli w sposób nadprzyrodzony. Dlatego wiara chrześcijańska
wprost uważała, że dusza pochodzi od Boga i dlatego ma w sobie coś
nadprzyrodzonego. No to dlaczego jest niedoskonała? Otóż jest to skutkiem
pierwotnego błędu w działaniu, czyli grzechu pierworodnego. Ale dlaczego
człowiek stworzony przez Boga miałby popełnić grzech lub błąd? Dlaczego miałby
zbłądzić i upaść? Teologia odwołuje się tutaj do Szatana jako sprawcy tego zła.
Ale to by znaczyło, że człowiek nie miał w sobie dość siły lub mocy, żeby
przeciwstawić się zakusom Szatana, albo też posiadał coś (czyżby właśnie
rozum?), co podlegało łatwej interwencji zła. W każdym bądź razie człowiekowi
nie udało się wytrwać w dobru i słusznym postępowaniu. To jest już jakaś
podpowiedź co do ludzkiego działania.
Wszystko to razem budzi poważne
wątpliwości wobec tłumaczenia bytowości człowieka przy pomocy pojęć duszy i
ciała. Wydaje się, że czegoś tu brakuje. Otóż w wyniku upadku człowiek miał
zyskać poznanie dobra i zła, dzięki czemu osiągnął możliwość wyboru – czyli
wolność. Jednak zdobyta wolność zdaje się prowadzić człowieka do złego niż do
dobrego. Od tej pory człowiek zamiast dobra zaczął wybierać mniejsze zło. Można
powiedzieć, że wolność działania człowiek okupił swoim upadkiem.
Czy zatem człowiek może
samodzielnie powrócić do dobra albo do Boga? Tak naprawdę większość postaci
biblijnych ma na sumieniu różne grzechy i grzeszki. Prawdziwi święci tamtych
czasów to wyjątki, podobnie jak dziś. A jednak Bóg podjął trud wychowania
Narodu Wybranego. Bóg nagradzał ich i karał, ale nieustannie przemawiał do tych
grzesznych ludzi. Cele boskiej pedagogiki było stałe nawracanie się do Niego,
do Boga Żywego. W ten sposób powstała narodowa tradycja religijna, która
przetrwała całe wieki. Aż Bóg posłał swojego Syna jako ostatecznego Nauczyciela
ludzkości. To pokazuje jakąś niemoc samego człowieka. Dopiero łaska ofiarowana
nam przez Boga staje się rzeczywistą mocą dobra. Ale to jest zasługą Chrystusa
Syna Bożego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz